do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Anderson Caroline Medical Duo 473 PowrĂłt buntownika
- Braun Jackie Romans Duo 1065 Kolacja z szejkiem
- 156.DUO Grey India Wyprawa do Florencji
- M336. (Duo) Webber Meredith Oświadczyny doktora Parka
- Denise A Agnew [Daryk World 01] Daryk Hunter (pdf)
- Rodda Emily Spotkanie poza bariera czasu
- Cartland_Barbara_ _Spotkamy_sie_w_San_Francisco
- Conrad Kelly Sheik of the Streets120504_0255
- BiaśÂ‚ośÂ‚ć™cka Ewa 03 PiośÂ‚un i miód
- Angela McRobbie The_Uses_of_Cultural_Studies__A_Textbook
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działa również, że podjęła już decyzję i nie zazna spokoju, dopóki nie powie tego, co
miała do powiedzenia. - Nie mam żadnego wpływu na Luke'a Bennetta ani na jego braci,
R
L
T
więc choć nie wiem, czego pan od nich chce, nie jestem w stanie pomóc. A nawet gdy-
bym mogła na nich wpłynąć, nie zrobiłabym tego.
- Dlaczego?
Madeline uśmiechnęła się z żalem.
- Bo Jacob Bennett jest moim przyjacielem. Jest również jednym z najlepszych lu-
dzi, jakich znam. I przykro mi, ale nie pozwolę, żeby wykorzystał pan znajomość ze mną
po to, by do niego dotrzeć.
- Nawet gdyby miało to dostarczyć korzyści firmie Delacourte?
- Znajdę jakiś inny sposób, aby rozwijać Delacourte. Lubię wielki biznes i zwykle
dobrze sobie w nim radzÄ™.
Tym razem Bruce Yi zatrzymał się. Madeline zatrzymała się również i popatrzyła
mu prosto w twarz.
- Nie mogę panu pomóc - powiedziała cicho.
- W takim razie dlaczego pani tu przyszła?
- Bo Luke pragnął się dowiedzieć, czego pan chce, no i czego chce Ji od Jacoba.
- Bądz pewna, Madeline, że dowie się tego.
Madeline rzuciła spojrzenie na Luke'a i Elenę pogrążonych w rozmowie.
- Moja żona lepiej sobie radzi w takich sprawach - przyznał Bruce Yi. - Kobiety w
ogóle mają więcej cierpliwości, choć wydaje się, że pani jest wyjątkiem. Powinna pani
poczekać i przekonać się najpierw, czy potrzeby Jacoba Bennetta pokrywają się z potrze-
bami domu Yi.
No cóż, na to było już za pózno.
- Honor jest rzadką i godną podziwu cechą w tym świecie zmiennych wartości -
ciągnął Bruce Yi z przenikliwym spojrzeniem i lekkim uśmiechem. - Jednak zawsze
najwyżej ceniłem honor, który w dodatku idzie w parze z cierpliwością. Chodzmy. -
Przywołał przechodzącego w pobliżu kelnera i włożył Madeline kieliszek szampana do
ręki. - Chciałbym, żeby poznała pani moich partnerów w interesach. Pozwoli to nam za-
oszczędzić trochę czasu, jeśli kiedyś zdecydujemy się robić coś razem.
R
L
T
Pokonana jednym zręcznym ciosem Madeline sączyła szampana. Szybko się uczy-
ła tajników wielkiego biznesu, ale trudno było zaprzeczyć, że głowa domu Yi miała
przynajmniej trzydzieści lat więcej doświadczenia niż ona.
Trzeba było stanąć na wysokości zadania. Wyprostowała się, przywołała na twarz
uśmiech i skupiła myśli na interesach.
ROZDZIAA SZÓSTY
- Wystarczy już? - zapytał Luke, gdy pojawił się u boku Madeline pół godziny
pózniej.
- Aż nadto. - Obrazy nie były w jej guście, partnerzy Bruce'a Yi przepytali ją do-
kładnie na temat jej przyszłych planów biznesowych, brylanty Delacourte'ów ciążyły jej
na szyi, a do tego wszystkiego była głodna.
Odnalezli gospodarzy i pożegnali się. Elena wydawała się blada i niespokojna, Lu-
ke ponury. Madeline bardzo chciała znalezć się na zewnątrz, na powietrzu albo w dojo,
gdzie panowała atmosfera troski i szczerości.
W windzie zdjęła naszyjnik i kolczyki.
- Masz wewnętrzną kieszeń w tej marynarce? - zapytała Luke'a.
W milczeniu rozpiął marynarkę. Od wewnętrznej strony znajdowała się kieszonka
zapinana na guzik.
- Rozepnij to, a ja potrzymam kamienie.
Wsunęła naszyjnik do jego dłoni i zajęła się upartym guzikiem, który nie chciał
przejść przez dziurkę. Marynarka była ciepła w dotyku, a koszula Luke'a jeszcze cieplej-
sza.
Wyszli z windy. Luke wsunął naszyjnik do kieszeni i Madeline znów ją zapięła.
Poczuła ulgę, uwolniona od jego ciężaru.
- Może mi wyjaśnisz, dlaczego to zdjęłaś? - zapytał Luke, patrząc na nią przez
przymrużone powieki.
- Za rogiem jest bar tapas. Niezbyt wykwintny, ale dajÄ… tam dobre jedzenie i at-
mosfera jest swobodna. PotrzebujÄ™ teraz jednego i drugiego. To nie jest odpowiednie
R
L
T
miejsce do noszenia brylantów. - Spróbowała się uśmiechnąć, ale Luke nie odpowiedział
jej tym samym. - Chyba że wolisz wrócić od razu do domu i porozmawiać z Jacobem?
Pewnie czeka na wiadomość. Przepraszam, nie pomyślałam o tym.
- Wszystko w porządku - mruknął. - Nie wspominałem wcześniej Jake'owi o tym,
że spotkam się z Bruce'em Yi. Jake bardzo ceni sobie wewnętrzną harmonię i spokój.
Pomyślałem, że poczekam, aż będę miał jakieś konkretne informacje.
- Chronisz go.
- Gdy chodzi o dobro mojej rodziny, owszem, jestem opiekuńczy. Masz coś prze-
ciwko temu?
- Nie.
W barze tapas panował półmrok i intymna atmosfera. Luke rozluznił krawat i od-
piął górny guzik koszuli. Wreszcie zaczął oddychać spokojnie. Znalezli miejsce przy ba-
rze.
- Doskonale wyglÄ…dasz w czarnym krawacie, ale jeszcze lepiej w nieformalnym
stroju.
- I to mówi kobieta, która nosi brylanty, jakby się w nich urodziła, a potem zrzuca
je z szyi przy pierwszej nadarzającej się okazji. Osobiście wolę cię bez biżuterii - orzekł.
- Czy udało ci się coś ugrać z Bruce'em Yi?
- Nie mam pojęcia. Czy Elena powiedziała, czego Ji chce od Jacoba?
- Nie, ale powiedziała, czego ona sama od niego chce. Chciałaby, żeby wrócił do
Ji. Mówi, że on powinien ją chronić. - Luke przyjrzał się jej uważnie. - Ile miesięcy mi-
nęło od czasu, gdy kupiłaś tę urnę, do śmierci Williama?
- Jakiś rok. - Madeline zamrugała gwałtownie, zdziwiona nagłą zmianą tematu. - O
co ci chodzi? Mogę cię zapewnić, że pogrzeb i kremacja przebiegły tak, jak powinny.
- Mniejsza o to. - Luke potrząsnął głową.
Zaczął się jednak zastanawiać, czy Madeline mogła mieć jakiś udział w śmierci
męża. Nie, z pewnością nie. Zapewne to, że kupiła urnę, było tylko zbiegiem okoliczno-
ści.
Tapas, szampan i towarzystwo Luke'a Bennetta wprowadziły Madeline w swobod-
ny nastrój. Rozluzniła się w blasku błyszczących oczu tygrysa. Luke zadziwił ją tego
R
L
T
wieczoru umiejętnością poruszania się swobodnie w świecie wielkiej finansjery i boga-
tych artystów, ale tutaj wyraznie czuł się lepiej. Ona zresztą też. Poznała finansową elitę
u boku Williama i nigdy nie ciągnęło jej do tych kręgów.
Wiedziała, że nie może się tam spodziewać ciepłego przyjęcia. Dzisiaj jednak mia-
ła ochronę. I to podwójną. Bruce Yi dał jej do zrozumienia, że znajduje się pod jego
opieką. Dał to również do zrozumienia pozostałym gościom. Luke też gotów był ją chro-
nić.
- Powiedz mi coś - odezwała się lekkim tonem. - Gdybyś kiedyś miał własną ro-
dzinę, żonę i dzieci, to czy nadal zajmowałbyś się rozbrajaniem pocisków?
- To mój zawód. Co innego mógłbym robić?
- Nie wiem. Mógłbyś być nurkiem głębinowym albo pracować przy wydobywaniu
wraków. Coś bezpieczniejszego.
- Maddy, żadne z tych zajęć nie jest szczególnie bezpieczne.
- Może nie, ale trudno mi wyobrazić sobie ciebie w biurze.
- Dzięki - mruknął sucho. - Owszem, mógłbym wydobywać wraki, ale dreszczyk
nie jest taki sam jak przy amunicji.
- A co twoje rodzeństwo myśli o twojej pracy?
- Pytasz o mojego brata, który pilotuje helikoptery na lotniskowcach czy o tego,
który prowadzi tajne operacje dla Interpolu? A może chcesz wiedzieć, co myśli o tym
Jake?
Madeline nie była pewna, czy chce się dowiedzieć, co którykolwiek z nich myśli.
- A jakie jest zdanie twojej siostry?
- Wydaje jej się, że wszyscy jesteśmy bohaterami pławiącymi się w chwale. Odbiła
to sobie, wychodząc za maniaka komputerowego - Luke uśmiechnął się szeroko. - Obec-
nie jej mąż zajmuje się tworzeniem nietypowych programów dla Interpolu.
- Założę się, że nie przyjęła tego spokojnie.
- Och nie - wzdrygnął się - to była jatka.
- Czy pozostali twoi bracia mają żony?
Luke skinął głową.
R
L
T
- Mogę ci powiedzieć od razu, że Tris zaraz po ślubie dobrowolnie zmienił pracę i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]