do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Barbara Dunlop PodwĂłjne Ĺźycie (Hotel Marchand 10)
- Delinsky_ Barbara_Marzenia_sie_spelniaja_03_T125
- D426. McCauley Barbara Gra pozorĂłw
- McMahon_Barbara_ _Intryga_i_Milosc_ _Nie_ma_ucieczki
- D374. Boswell Barbara Ten się nadaje na męża
- Boswell_Barbara_Najmlodsza_siostra_RPP139
- Barbara Boswell Najmłodsza siostra
- C Lin Carter Conan barbarzyńca
- Dunlop Barbara Przeklęty ślub
- 333. DUO Hunter Kelly Spotkanie w Singapurze
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- %7Å‚yjÄ™ tylko z tego, co zarobiÄ™ sprzedajÄ…c moje obrazy -
wyjaśnił Adam. - Kiedy uda mi się transakcja, czuję się jak
bogacz, lecz gdy długo nie trafia mi się kupiec, chodzę
głodny. Oto i cała tajemnica mojej egzystencji!
- Czy dużo jest w Ameryce miłośników impresjonizmu? -
spytała Roberta pamiętając jeszcze słowa ojca, który mówił,
że nikt w Paryżu nie chce kupować prac przedstawicieli
nowego nurtu. Stąd obrazy, które nabył w jednej z galerii,
miały wprost absurdalnie niską cenę.
Adam roześmiał się.
- Gdybym chciał zachować swą malarską cześć, nie
powinienem odpowiadać na to pytanie - rzekł. - Jednak
powiem pani prawdę. Kiedy moja sytuacja zaczyna wyglądać
kiepsko, muszę też malować coś, co da się sprzedać. Czuję się
wtedy jak zdrajca.
- Uważam, że to bardzo rozsądnie z pana strony -
zauważyła Roberta. - W końcu musi pan z czegoś żyć!
Odsunąwszy pusty talerz, Adam oparł obie ręce o blat
stołu.
- A teraz proszę mi opowiedzieć coś o sobie! -
powiedział.
Ku swojemu zaskoczeniu Roberta poczuła nagle, że ma
ogromną ochotę powiedzieć mu po prostu prawdę. Odrzuciła
jednak ten pomysł uznając go za wyjątkowo niemądry. Nie
wiedziała przecież nic o tym człowieku. Usłyszawszy jej
opowieść mógłby powtórzyć ją komuś z Blue River i sprawić,
że odebrano by jej Danny'ego. Kto i w imię czego miałby tego
dokonać, Roberta nie miała pojęcia, postanowiła jednak
zachować ostrożność.
- Mój mąż umarł, a my wraz z Dannym udajemy się do
naszych dalekich krewnych w San Francisco - zaczęła.
- Czy pani mąż był Anglikiem?
Roberta zastanowiła się przez chwilę, a potem powiedziała
szybko:
- Nie. Był Amerykaninem.
- Powinna więc pani wychowywać synka jak
Amerykanina - stwierdził Adam. - To bardzo ładny chłopak.
- Dziękuję - odpowiedziała Roberta.
- To nie jest wcale zaskakujÄ…ce - ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej Adam,
rozważając, jak piękną kobietą jest jego matka. Sądzę jednak,
że wielu mężczyzn mówiło już to pani przede mną!
Roberta miała przez chwilę wielką ochotę wybuchnąć
śmiechem. Przypomniało jej się, że przez ostatnie dwa lata,
które spędziła z ojcem i Francine na pustyni, jedynymi
istotami, którym dane było podziwiać jej urodę, były
wielbłądy oraz ich poganiacze.
Ponieważ milczała, Adam dodał przyglądając się jej z
nietajonym zachwytem:
- Bardzo chciałbym namalować panią, chociaż Bóg jeden
wie, czy zdołałbym oddać całe piękno modelu!
- Myślałam, że woli pan malować krajobrazy! -
zauważyła Roberta czując, że powinna coś powiedzieć.
- To prawda - odparł malarz. - Jednak w pani przypadku
mam wielką ochotę uczynić wyjątek!
Patrzył na nią nadal w taki sposób, że dziewczyna poczuła,
iż policzki jej zaczynają pokrywać się rumieńcem.
- Jest pani bardzo piękna - szepnął Adam jak gdyby tylko
do siebie.
- Pańskie słowa wprawiają mnie w zakłopotanie! -
poskarżyła się Roberta
W tym samym momencie wydało jej się, że jako kobieta
zamężna, a za taką przecież chciała uchodzić, nie powinna
okazywać zbytniej nieśmiałości ani tym bardziej rumienić się.
Jej reakcja była jednak tak spontaniczna, że nie dało się na to
nic poradzić. Pozostało tylko modlić się w duchu, aby
siedzący naprzeciw mężczyzna nie uznał jej zachowania za
nieco dziwne.
- Jak długo chcecie pozostać tutaj? - spytał Adam.
Roberta chciała odpowiedzieć, że wyruszą jutro
skoro świt, lecz nagle napotkała wzrok Adama i wszystkie
słowa uwięzły jej w gardle. W jego oczach było coś, co
sprawiło, że miała ochotę patrzeć w nie bez końca.
- Proszę, zostańcie jeszcze trochę - powiedział cicho
malarz. - Bardzo tego pragnę. Poza tym, chłopiec jest
zmęczony długą drogą i na pewno chętnie pobawi się na plaży
i popływa w morzu!
W tym miejscu Roberta musiała przyznać mu rację, mimo
iż czuła, że najrozsądniej dla niej byłoby upierać się przy jak
najszybszym wyjezdzie. Na przekór wszystkiemu jakiś głos
wewnętrzny mówił jej, żeby została tutaj jak najdłużej, gdyż
nigdzie indziej nie będzie tak bezpieczna. Nawet jeśli uda jej
się dotrzeć szczęśliwie do San Francisco, cóż pocznie w tym
mieście, w którym nie zna ani jednej przyjaznej duszy? Gdzie
się zatrzyma? Jak błyskawica ugodziła ją myśl, że być może
spotka na swej drodze jeszcze wielu mężczyzn podobnych do
owego woznicy, od którego natarczywych zalotów udało jej
siÄ™ uciec. Przypomniawszy sobie szalony bieg z Dannym
przez ciemne bezdroża, swój strach oraz naglą ulgę po
dotarciu do chatki Adama, Roberta pomyślała, że wcale nie
ma ochoty na podobne przeżycia.
- Myślę, że... moglibyśmy zostać jeszcze kilka dni -
powiedziała w końcu niezbyt pewnym głosem.
- Nie kryję wcale, że właśnie o to mi chodziło! - ucieszył
siÄ™ Adam.
Pamiętając o jego szczególnej sytuacji finansowej,
Roberta dodała szybko:
- Oczywiście zapłacimy panu za dach nad głową i
jedzenie.
- Chce pani mnie obrazić? - obruszył się malarz. - Ależ
skÄ…d!
- Proszę więc przyjąć do wiadomości, że w tej chwili
czuję się bogaty jak Krezus. Właśnie udało mi się sprzedać
trzy obrazy w Los Angeles!
- Nie chciałabym narzucać się panu - wyjaśniła Roberta
nieco zmieszana.
- Na pewno nie myślałem o tym w ten sposób - zapewnił
ją Adam, po czym dodał z przekornym uśmiechem: - Poza
tym spodziewam się, że nie odmówi pani pozowania dla mnie,
a także... gotowania posiłków!
Roberta roześmiała się wesoło.
- Czy powiedziałem coś śmiesznego? - zdziwił się Adam.
Dziewczyna pomyślała z rozbawieniem, że wszędzie,
gdziekolwiek siÄ™ pojawi, gotowanie okazuje siÄ™ jej
najmocniejszą stroną. Głośno jednak powiedziała:
- Pomyślałam tylko, jak wspaniale będzie choć przez
kilka dni żyć normalnym życiem i o nic się nie martwić.
Przyjechałam do Ameryki niedawno i wciąż czuję się nieco...
oszołomiona.
- A więc poślubiła pani swego męża w Europie! -
stwierdził ze zdumieniem Adam.
I znów zbyt pózno Roberta przypomniała sobie, że
występuje teraz jako pani Boscombe.
- Tak - odparła szybko. - Jeden z krewnych mojego męża
zabrał Danny'ego ze sobą do Ameryki. Chłopiec miał
mieszkać u niego do naszego przyjazdu.
- I pani mąż umarł, zanim wyruszyliście w podróż -
powiedział Adam domyślnie.
Roberta poczuła, że sytuacja, którą sama sobie zgotowała,
z każdą chwilą staje się coraz bardziej niepewna.
Przypomniało jej się przysłowie: Kto pod kim dołki kopie..."
- Umyję naczynia - powiedziała podnosząc się zza stołu. -
Jestem bardzo zmęczona i chciałabym iść już spać.
- W takim razie ja pozmywam - oświadczył Adam
również wstając.
- A może odłożymy to do rana? - spytała Roberta z
wahaniem.
- Myślę, że byłoby to bardzo naganne postępowanie -
powiedział Adam z udaną powagą. - Ale jeśli pani bardzo
nalega, zgadzam siÄ™!
Obydwoje roześmiali się głośno.
Zamykając za sobą drzwi sypialni, Roberta pomyślała, że
po raz pierwszy od choroby ojca czuła się dzisiaj naprawdę
szczęśliwa. Zbyt senna, aby rozważać, co było przyczyną
niespodziewanej odmiany nastroju, wiedziała tylko, że
ostatnim razem śmiała się tak szczerze i czuła tak beztrosko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]