do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 149 Klejnot miłości
- Barbara Dunlop PodwĂłjne Ĺźycie (Hotel Marchand 10)
- Delinsky_ Barbara_Marzenia_sie_spelniaja_03_T125
- D426. McCauley Barbara Gra pozorĂłw
- McMahon_Barbara_ _Intryga_i_Milosc_ _Nie_ma_ucieczki
- Cartland_Barbara_ _Spotkamy_sie_w_San_Francisco
- Cartland Barbara Znak miłości
- 294. Roberts Alison Dobre rokowania
- Hailey Lind [Annie Kinca
- CZASY OSTATECZNE
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
basen.
- 35 -
- Przestańcie się naprzykrzać, chłopcy - powiedział Rafe.
- Ja nie mam nic przeciwko temu, żebyście sobie popływali - oznajmiła Holly. -
Oczywiście, jeśli Rafe się zgodzi.
- Pozwolisz nam pojechać, Rafe? - zapytał Trent z taką nadzieją w głosie, że
chyba nikt nie miałby serca mu odmówić.
- Najpierw muszę porozmawiać z Holly. W cztery oczy - dodał Rafe, bo bez
tego chłopcy na pewno nie zostawiliby ich samych.
- Nie możesz z nią rozmawiać, kiedy nas tu nie będzie - protestował Tony. -
Musimy przypilnować, żebyś się zgodził.
- Logicznie rozumujesz - pochwaliła go Holly.
- Wy idźcie się pobawić - zarządził Rafe. - A ty chodź ze mną. - Pociągnął
Holly za rękę i poprowadził do jej mieszkania. Zanim zdążyła zaprotestować, już była
w środku.
- Nie lubię, kiedy się mnie ciągnie jak worek - oświadczyła. - Wolę od razu ci
to powiedzieć, żebyś...
Nie zdążyła skończyć zdania, bo Rafe chwycił ją za ręce i przycisnął do ściany.
- Żebym co? - zapytał. - Słucham. Zdaje się, że chciałaś mi coś powiedzieć.
Zamiast się obrazić, Holly się roześmiała. Jednak kiedy Rafe zbliżył twarz do
jej twarzy, kiedy znów poczuła podniecenie, nie tylko swoje, ale i jego, śmiech zamarł
jej na ustach.
- Rafe - wyszeptała. - Co ty wyprawiasz?
- Sam nie wiem - mruknął. - Wiem tylko, że ty też mnie pragniesz. Mam rację?
Nie umiała zaprzeczyć. Kiedy Rafe puścił jej ręce, objęła go za szyję i mocno
przytuliła się do niego. Pocałował ją. Najpierw delikatnie, potem mocniej...
Miał rację. Holly rzeczywiście bardzo go pragnęła.
- 36 -
ROZDZIAŁ CZWARTY
Całowali się, jakby cały świat nagle przestał istnieć. Bo rzeczywiście nic ich w
tej chwili nie obchodziło poza zdumiewającą żądzą, która i w niej, i w nim wybuchła
nagle, bez żadnego ostrzeżenia.
Rafe pieścił ją i tulił do siebie, szeptał do ucha słowa, których Holly nigdy
przedtem nie słyszała. Przywarła do niego całym ciałem, spragniona jego pieszczot,
jego bliskości. Nawet ubranie stało się tylko niepotrzebną barierą.
Kiedy rozległ się pierwszy łomot, Rafe właśnie rozpinał suwak jej szortów. Z
początku nie zwrócili na to uwagi, pochłonięci własnymi, nie cierpiącymi zwłoki
sprawami. Udawali, że nie słyszą następujących po sobie uderzeń, ale w końcu hałas
stał się tak natarczywy, że zaczął im przeszkadzać.
Rafe odsunął się od Holly. Bvł wściekły.
- Co to za hałas? - zapytała niezbyt przytomnie Holly.
- Alfabet Morse'a - warknął Rafe. Delikatnie odsunął ją od siebie. - SOS. To
właśnie ten dźwięk możesz usłyszeć o każdej porze dnia i nocy. Rozumiesz już,
dlaczego Lambertowie stąd uciekli?
Rafe rzucił się do ściany i zawzięcie walił w nią pięściami. Holly patrzyła na
niego w milczeniu. To, że porozumiewał się z chłopcami w ten sposób, wcale nie
wydawało jej się dziwne. Choć kilka godzin temu zapewne uznałaby to co najmniej za
niecodzienne.
- Czy coś się stało? - zapytała w końcu. - Może oni potrzebują pomocy?
- Skądże! Znudziło ich czekanie. Chcą, żebym im pozwolił pojechać z tobą na
basen.
- I wszystko to przekazali ci alfabetem Morse'a? - Na Holly ta informacja
zrobiła wielkie wrażenie.
- Oszalałaś? To tylko SOS, ale nie trzeba być jasnowidzem, żeby się domyślić
całej reszty.
Rafe uderzył w ścianę tak mocno, że pewnie pospadały z niej wszystkie obrazy.
Tym razem chłopcy nie odpowiedzieli.
- 37 -
W domu zapanowała cisza. Holly prawie pożałowała, że hałas nie trwa nadal.
Teraz musiała się wreszcie zastanowić nad tym, co robiła, zanim Trent i Tony nadali
swoje SOS. Nie rozumiała, jak to się stało, że omal nie kochała się z zupełnie obcym
mężczyzną.
- W co ty ze mną grasz, Holly? - zapytał opryskliwie Rafe.
- Nie rozumiem.
- Chodzi mi o to, co ty wyprawiasz z dziećmi. - Rafe szybko się pozbierał. Był
zły, że ona jest taka opanowana. Po tym wszystkim... - Udajesz ich kumpla, chcesz ich
zabrać na basen. Jeśli robisz to po to, żeby...
- Niczego nie udaję i nie mam żadnego ukrytego celu - przerwała mu Holly. -
Polubiłam Trenta i Tony'ego. W ogóle lubię dzieci i...
- Zbyt wielu dorosłych sprawiło tym chłopcom wielki zawód - Rafe wpadł jej w
słowo. - Kochankowie ich matki okazywali im zainteresowanie tylko wtedy, kiedy
chcieli zdobyć Tracey. Potem kazali się im wynosić. Na koniec sama
Tracey wyprawiła ich z domu, bo jej kolejny kochanek nie mógł znieść
przebywania pod jednym dachem z dziećmi innego mężczyzny.
- Uważasz, że ja też ich porzucę? Pobawię się nimi, a potem powiem, żeby mi
nie zawracali głowy? - Holly się obraziła.
- Nie mam pojęcia, co zrobisz. Przecież wcale cię nie znam i... - patrzył na nią
zafascynowany. Nigdy dotąd nie widział, żeby ktoś aż tak się czerwienił. Wyobraził
sobie te części ciała Holly, które też pewnie się zaczerwieniły, tylko były przykryte
ubraniem.
- Oczywiście, że mnie nie znasz. A ja nie znam ciebie. A to oznacza, że to... to
co się tu stało, w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Poruszyła temat, którego Rafe starannie unikał. Nie miał zamiaru zastanawiać
się, dlaczego zrobił to, co zrobił, i co z tego wynika. Był jednak pewien, że Holly nie
odmówi sobie przyjemności zanalizowania tej niecodziennej sytuacji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]