do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Cykl WieĹźa i Ul (3) Dzieci Damii
- Dorosłe Dzieci Alkoholików Janet K. Woititz
- Courths Mahler Jadwiga Dzieci szczęścia
- Arthur C. Clarke Koniec Dziecinstwa
- Hitchcock Alfred Tajemnica tańczącej beczki
- 259. Buck Carole Badz jego swiatlem
- James Fenimore Cooper Oak Openings (PG) (v1.0) [txt]
- jayhawkbb Quarterback Sneak
- English_Idioms_and_Expressions_Tests
- Arystoteles Etyka_Wielka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niemocy starego niedowiarka w rozpaczy. Na co? po co tyle walk? któż tam jest w górze,
kto siÄ™ lubuje w tych agoniach? Kto bawi siÄ™ i czyni sobie rozrywkÄ™ z widoku stwo-
rzenia wciąż roóącego się i wciąż bliskiego śmierci? Kto patrzy na nas, jak budujemy
i trawa zarasta budowle; saóimy i spada piorun; ióiemy naprzód, a śmierć woła: Stój! ,
płaczemy, a łzy osychają; kochamy i twarz usycha w zmarszczki; modlimy się, padamy
na twarz, błagamy i wyciągamy ramiona, a pola nie dają ani zdzbła zboża więcej! Któż
to uczynił tyle dla przyjemności wieóenia samemu, że to, co uczynił jest niczym? Zie-
mia obumiera; Herschell powiada, że to z zimna; któż więc trzyma w dłoni tę kroplę
zagęszczonych oparów i patrzy na nią, jak wysycha niby rybak na odrobinę wody mor-
skiej, z której chce wydobyć grudkę soli? To potężne prawo przyciągania, które utrzymuje
świat na swoim miejscu, zużywa go i zżera w pragnieniu bez końca; każda planeta toczy
z sobą własne nęóe jęcząc na swojej osi; wołają się z jednego końca niebios na drugi;
niespokojne spokojem śleóą, która zatrzyma się pierwsza. Bóg wstrzymuje je; spełniają
wytrwale i wiernie swą daremną i bezużyteczną pracę; obracają się, cierpią, płoną, gasną
i zapalają się, zstępują i wstępują, biegną za sobą i unikają się, obejmują się jak pierścienie;
al ed de musset Spowiedz óiecięcia wieku 117
noszÄ… na swej powierzchni tysiÄ…ce istot odnawiajÄ…cych siÄ™ bez przerwy; te istoty miotajÄ…
się, spotykają się także, tulą się przez goóinę jedne do drugich, potem padają i inne
zajmują ich miejsce; góie braknie życia, ona nadbiega; góie w powietrzu zieje próżnia,
rzuca się on; żadnego nieładu, wszystko uregulowane, oznaczone, wypisane liniami ze
złota i ognistymi parabolami, wszystko posuwa się przy dzwiękach niebiańskiej muzyki
po bezlitosnych i wiekuistych ścieżkach; i to wszystko jest niczym! A my, biedne majaki
bez nazwy, blade i bolesne widma, niedostrzegalne efemerydy, my, których ożywiono
na sekundę tchem, iżby śmierć mogła istnieć, my zadajemy sobie nieskończony trud,
aby sobie dowieść, że gramy jakąś rolę i że ktośkolwiek zwraca na nas uwagę! Nie ma-
my odwagi, aby wymierzyć sobie w piersi metalowy instrumencik lub roztrzaskać sobie
głowę z obojętnym wzruszeniem ramion; roi się nam, że jeśli my się zab3emy, chaos
zapanuje na ziemi. Spisaliśmy i ogłosiliśmy prawa boskie i luókie i lękamy się własnych
naszych katechizmów; cierpimy trzyóieści lat bez szemrania i zdaje się nam, że walczy-
my; wreszcie cierpienie bierze górę, walimy sobie garść prochu w świątynię inteligencji
i kwiat wyrasta na naszym grobie.
Domawiając tych słów, zbliżyłem nóż, który trzymałem w ręku, do piersi Brygidy.
Nie byłem już panem siebie; nie wiem, na czym skończyłoby się to szaleństwo. Odrzuci-
łem kołdrę, aby obnażyć serce, i mięóy dwojgiem białych piersi spostrzegłem hebanowy
krzyżyk.
Cofnąłem się, tknięty lękiem; ręka moja otworzyła się, broń wypadła. To ciotka Bry-
gida dała jej na łożu śmierci ten krzyżyk. Nie przypomniałem sobie wszelako, abym go
wióiał kiedy; bez wątpienia w chwili wyjazdu zawiesiła go sobie na szyi niby relikwię
chroniącą od niebezpieczeństw podróży. Naraz złożyłem ręce i uczułem, że coś mnie zgi-
na ku ziemi:
Boże wszechmogący rzekłem ze drżeniem Boże wszechmogący, byłeś tutaj!
Niechaj ci, którzy nie wierzą w Chrystusa, przeczytają tę stronicę: ja nie wierzyłem
weń również. Ani óieckiem, ani w szkołach, ani jako mężczyzna nie uczęszczałem zbyt-
nio do kościoła; religia moja, jeśli miałem jaką, obywała się bez ceremonii i symbolu;
wierzyłem jedynie w Boga bez kształtu, bez obrządku i bez objawienia. Zatruty od mło-
du pismami ubiegłego wieku, wcześnie z nich wyssałem mleko niedowiarstwa. Duma
luóka, owo bożyszcze egoizmu, ścinała na mych ustach modlitwę, podczas gdy dusza
moja, przerażona, chroniła się w naóieję nicości. Byłem niby p3any i oszalały w chwili,
gdy ujrzałem Chrystusa na piersi Brygidy; ale, mimo iż sam nie wierząc, cofnąłem się,
wieóąc, iż ona wierzy. Nie był to próżny lęk, to, co w tej chwili powstrzymało mi rękę.
Kto mnie wióiał? Byłem sam, była noc. Czy choóiło o przesądy świata? cóż mi broniło
usunąć ten kawałek czarnego drzewa? Mogłem go rzucić w popiół; rzuciłem weń nato-
miast moją broń. Ha! jakże to uczułem w duszy i jak czuję teraz jeszcze: jakiż nęóny jest
ów, kto kiedykolwiek szyóił z tego, co może ocalić człowieka! Cóż znaczy nazwa, kształt,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]