do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- A==03==TAJEMNICA TRZECH SIÓSTR Broadrick Annette DAR LOSU
- 191.Alen Baxton Tajemniczy medalion
- Gildas Bourdais UFO 50 Tajemniczych Lat
- ANDRZEJ PILIPIUK NAJWIĘKSZA TAJEMNICA LUDZKOŚCI
- Agatha Christie Tajemnica siedmiu zegarĂłw
- Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica
- Catherine George Tajemniczy milioner
- Alfred de Musset spowiedz dzieciecia wieku
- Idries Shah Learning How To Learn Psychology And Spirituality In The Sufi Way 289p
- Joel Rosenberg KOTHW 03 The Crimson Sky
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
który Pete wygrał sto lat temu na loterii szkolnej. I który stał na biurku w charakterze
przycisku do fruwających karteluszków Boba.
- Dobrze. Na krótko. Dopóki nie znajdziemy Hatkinsona. Potem papiery z czarnej
aktówki, brylanty wraz z naszym protokołem i innymi dowodami przekażemy koronerowi.
Bob i Pete skinęli głowami.
ROZDZIAA 10
TAJEMNICA TACCZCEJ BECZKI
Tuż przed wieczorem, kiedy zrobiło się nieco chłodniej. Trzej Detektywi jeszcze raz
ruszyli do przyczepy Hatkinsona. Skręcając w wąską uliczkę wzdłuż ogrodzenia, usłyszeli
hałas.
- Co to było, Pete?
- Odgłos, jakby ktoś trzepał dywan.
Jupiter wyłączył silnik.
- Wątpię, by Cole Hatkinson myślał teraz o brudnym chodniku. To raczej brzmiało jak
uderzenie klapy. Albo zamknięcie kontenera. Dalej pójdziemy pieszo.
Pete trzasnÄ…Å‚ tylnymi drzwiami forda.
- Cicho! Chcemy nakryć Hatkinsona, a nie zawiadomić, że nadciąga policja.
Przemykali niczym Indianie z filmów o Dzikim Zachodzie. Tuż obok wejścia leżał
łańcuch wraz z kłódką. Brama była szeroko otwarta, a na środku placu stał nowiutki japoński
nissan na numerach z San Francisco. Pete przykucnął, a za nim pozostała dwójka.
- Co robimy? - Bob bezszmerowo wyciÄ…gnÄ…Å‚ notes.
Od strony przyczepy mieszkalnej ktoś szedł. A raczej biegł. Ciemna postać. Chwilę
potem nissan zapalił gładko i wykręcił. Ledwie odskoczyli bezpiecznie w kępę żółknącej
manzanity.
- Widziałeś kierowcę?
Pete pokręcił głową.
- Nie. MignÄ…Å‚ mi i zniknÄ…Å‚.
- Nie zamknął bramy - wyszeptał Bob. - Wróci.
Jupiter Jones wstał. Pozycja kucana nie należała do najwygodniejszych.
- Idziemy sprawdzić przyczepę.
Weszli ostrożnie, nie ukrywając się specjalnie. Zresztą nie było to możliwe. Duży
plac, z lewej strony zastawiony rzędami niebieskich beczek, nie dawał żadnej osłony. Nagle
coś brzęknęło. Zatrzymali się. Dzwięk szedł z boku.
- Beczki - wysapał Bob.
Znów rozległ się ten sam odgłos. Tym razem głośniejszy. Zanim odskoczyli, pierwsza
beczka poruszyła się, przewróciła i zaczęła się toczyć tuż pod ich nogi. Za nią ruszyła druga,
trzecia i cały rząd. Hałas był potworny. Chłopcy zatrzymali się jak wryci.
- Tam ktoś jest! - wychrypiał Bob.
Pete zatrzymał go ruchem dłoni.
- Spoko, Bob. Zaraz się okaże.
Beczki uspokoiły się. Ale nie wszystkie. Jedna z nich, z wielką żółtą piątką na
szczelnie dopasowanej pokrywie, kiwała się na boki, wpadając w dziwny rytm.
- Ooona tańczy! - wybąkał Jupiter Jones.
- No. Walcuje - zgodził się Pete, wytrzeszczając oczy.
Beczka przechylała się, prostowała, tańczyła w takt muzyki, której nie było.
- Ktoś jest w środku - Bob oddychał głęboko. Okulary zaparowały mu na nosie.
Pete napiął muskuły.
- Dalej, panowie. Ktokolwiek jest w tańczącej beczce, należy do nas. Jupe, wez ten
metalowy drąg, który leży pod twoimi nogami.
Bob pierwszy dopadł tańczącej beczki.
- Hej, jest tam kto? - wrzasnÄ…Å‚.
Obły kształt uspokoił się, a potem przemówił:
- Otwórzcie! Duszę się!
Cała trójka rzuciła się na pomoc. Podważanie szczelnie dopasowanej pokrywy nie
było wcale takie łatwe. Ten, który ją zacisnął, dobrze wiedział, co robi. Zamknięty człowiek
nie miał żadnych szans na przeżycie. Był skazany na śmierć.
- Hej, rrrup!
Z beczki wyskoczyła głowa o czarnych, zmierzwionych włosach, a potem cała reszta
odziana w niebieskÄ… bluzÄ™.
- Lu-Nam? - zdziwił się Bob.
- Jestem Jun-Dzi - wyszeptała dziewczyna, tracąc przytomność.
- Nasz trup - westchnął Jupiter Jones. - Trup, który zniknął!
- Trzeba ją ocucić! - Pete znał zasady pierwszej pomocy. - Zastosuję metodę usta-
usta ! Bob, przynieÅ› z przyczepy trochÄ™ wody!
Bob pogalopował w kierunku otwartych drzwi. Tuż za progiem potknął się o
metalowy pręt i o mało nie stracił równowagi. Od upadku powstrzymało go coś miękkiego i
bezwładnego. Spojrzał, krew odpłynęła mu z twarzy. Poczuł, że jeszcze moment, a runie na
pasiasty dywanik. To coś miękkiego było ciałem mężczyzny.
- Peete! - wyjąkał, jakby Drugi Detektyw mógł cokolwiek usłyszeć.
Ciało leżało z rozrzuconymi nogami i głową wtuloną w ramię. Bob nie czekał. Nie
szukał wody. Spanikował. Wypadł z przyczepy jak z procy.
- Trup! - wrzeszczał, gnając przez plac. O
baj detektywi odwrócili się jak na komendę. Pete przestał dmuchać w usta Chinki.
- Co?
- Trup. Tam leży. Na podłodze.
Jupiter potrząsnął głową.
- Czyj trup, Bob?
- Mężczyzny. Możliwe, że Hatkinsona. Nie patrzyłem. No... on ma twarz w dywaniku.
Boże, przecież i tak nie wiemy, jak wyglądał ten Hatkinson...
Chinka wyraznie wracała do życia. Szeroko otwartymi ustami łapała powietrze.
Pete nie zastanawiał się ani minuty.
- Ona musi dostać wody, Bob! Inaczej znów zemdleje. I to z powodu nieudzielenia
pomocy. Leć do przyczepy! Już!
Bob zrobił w tył zwrot. Zrozumiał, że musi tam wejść pomimo strachu, upału,
zaparowanych okularów i wszystkiego, co może się zdarzyć.
Sytuacja na dywaniku nie uległa zmianie. Ciało mężczyzny nie wyparowało, ale...
zmieniło pozycję.
- On żyje! - wrzasnął Bob, podskakując. - Ruszył ręką!
Pete potrząsał Chinką, która znów otworzyła oczy.
- Co... ja...
- Nic nie mów. Wszystko będzie dobrze. Możesz wstać? Mogła. Choć nogi miała
niczym z waty.
- Usiądz w cieniu - Pete objął kruchą istotę silnym ramieniem. - Już dobrze.
Jupiter Jones stał ze zmarszczonymi brwiami.
- Trzeba zawiadomić policję. I pogotowie. Bob, do diabła, przynieś wreszcie wodę!
Andrews przemógł wstręt i strach. Przeskoczył przez nieboszczyka, który dawał znaki
życia, wpadł do kuchenki, w mgnieniu oka napełnił wodą z kranu plastikowy kubełek i...
chlusnął na leżącego.
- Buuu - zahuczał oblany, próbując odwrócić twarz. Ale Bob nie miał czasu. Następny
kubełek należał się Jun-Dzi.
Dziewczyna piła jak człowiek, który na czworakach przebył pustynię. Pete zwilżył jej
twarz i włosy.
- Dziękuję - wyszeptała. - Co z nim?
- Z mężczyzną? - Bob zanurzył głowę w wiadrze. To mu zdecydowanie poprawiło
nastrój. - %7łyje. Kto was tak urządził?
Jun-Dzi umilkła. Dłonią zasłoniła oczy.
- Zostaw ją - powiedział Pete ostro. - Teraz zajrzę do przyczepy. Jupe, co zamierzasz
robić?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]