do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- A==03==TAJEMNICA TRZECH SIÓSTR Broadrick Annette DAR LOSU
- Hitchcock Alfred Tajemnica tańczącej beczki
- Gildas Bourdais UFO 50 Tajemniczych Lat
- ANDRZEJ PILIPIUK NAJWIĘKSZA TAJEMNICA LUDZKOŚCI
- Agatha Christie Tajemnica siedmiu zegarĂłw
- Harris Charlaine Harper 4 Grobowa tajemnica
- Catherine George Tajemniczy milioner
- Sandemo_Margit_ _Saga_o_Czarnoksiezniku_Tom_2
- Agata Christie Dziesić™ciu murzynków
- Anderson Caroline WedśÂ‚ug wskazaśÂ„ lekarza Harlequin Romance 142
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czyńcy. Od tej pory nie widziałyśmy się. Kiedyś wybrałam się
do Małgosi w odwiedziny, ale okazało się, że już tam nie
mieszka. Sąsiedzi mówili, że wyprowadziła się z mężem gdzieś
pod Warszawę. Aż tu dziś dowiaduję się od pana, że ona nie
żyje! Bóg go pokarze, jeśli pan tego nie zrobi.
140
- A Romuś? Co z nim się stało?
- Po śmierci Anieli został z Małgosią. Potem przez jakiś
czas przebywał w internacie. Czasami zatrzymywał się u nas.
Kiedyś wygrzebał list, który dostałam od jego ojca z więzienia.
Przeczytał go. Chciał wiedzieć, jak to naprawdę było. Rozma-
wiałam z nim Ostrożnie. Nie wiedziałam, jaki jest jego stosu-
nek do Kościanki, może on też uważa tego człowieka za dobro-
czyńcę?! Poza tym z rozmów z Anielą, z jej aluzji i niedomó-
wień wywnioskowałam, że Romuś nie jest synem Butryma, że
ojcem chłopca jest prawdopodobnie Kościanko. Dlatego było
mi niezręcznie mówić o wszystkim wprost. W miarę upływu lat
Romuś zamknął się w sobie, przestał się zwierzać.
Cztery lata temu przyszedł bardzo zdenerwowany. Coś
chował pod szafą. Kiedy usnął, zajrzałam pod szafę. W pa-
czuszce zawiniętej w papier znalazłam medalion z łańcusz-
kiem, chyba złoty. Położyłam go z powrotem w to samo miej-
sce, ale z niepokoju nie mogłam spać przez całą noc. Myślałam,
że może wdał się w złe towarzystwo i coś przeskrobał. Z rana
chciałam go wysondować. W końcu zapytałam wprost, skąd
ma ten klejnot. Wtedy on się zdenerwował. Na pewno nie
ukradłem - powiedział. Oświadczył, że ponieważ mu nie ufam,
więc się wyprowadza. Był ambitny! No i pełnoletni, nie mo-
głam trzymać go siłą. Poszedł i więcej się nie odezwał.
Kochałam moją siostrę i jej dzieci, a jednak jakoś się to
wszystko rozlazło. Może ja nie potrafiłam im pomóc?
Czy powiedzieć jej o śmierci Romusia - zastanawiał się
Skarbek. - Powiem jej przy innej okazji - zdecydował. Spojrzał
na zegarek, dochodziła godzina dziesiąta trzydzieści. O jedena-
stej był umówiony z Anną.
- Dziękuję pani za rozmowę. Jeżeli będę miał jeszcze jakieś
pytania, przyjadÄ™, dobrze?
- Dobrze, niech pan przyjedzie. I niech mnie pan zawiadomi,
141
co pan ustalił. Chciałbym wiedzieć, dlaczego Małgosia nie żyje.
Czy Romuś wie o jej śmierci?
- Nie rozmawiałem z nim - wykręcił się od odpowiedzi.
Znowu medalion - myślał w drodze powrotnej. -
Rembielińska, Irmina, teraz Romuś. Czy to ten sam medalion?
A medalion, który zginał Kościance? Może to jest klucz do
rozwikłania tej sprawy?
Annę Kościanko spotkał przy wejściu do komendy. Ucie-
szyła się wyraznie na jego widok.
Skarbek nie pozwolił jej dojść do słowa, dopóki nie weszli
do gabinetu. Bał się, że jej zaloty zwrócą uwagę kręcących się
po gmachu znajomych funkcjonariuszy, którzy będą potem mu
dogryzali, że podrywa wyliniałe kociaki.
Pani Anna od razu przystąpiła do rzeczy.
- Zadzwonił wczoraj do mnie - mówiła podekscytowana. -
W pierwszej chwili chciałam mu wygarnąć, że ukrywał przede
mną znajomość z Irminą, ale pomyślałam, że pan mógłby być
niezadowolony. Dlatego umówiłam się na telefon jutro po
południu. Chciałam zyskać na czasie, żeby się pana poradzić.
- Postąpiła pani bardzo rozsądnie. Sądzę, że powinna się
pani z nim umówić. Najlepiej gdzieś w kawiarni. Ot tak, żeby
porozmawiać. I prośba, niech pani w ogóle nie wspomina o
Irminie ani o tym, że pani wie o ich znajomości. Czy może to
pani dla mnie zrobić?
- Oczywiście, wszystko, co pan zechce, kapitanie. Spotkam
się z Robertem i nie powiem ani jednego słowa na temat Irmi-
ny - popatrzyła na Skarbka zalotnie.
- I jeszcze jedno. Gdyby Robert nalegał na intymne spo-
tkanie u pani lub w jakimÅ› mieszkaniu, proszÄ™ siÄ™ sprytnie
wykręcić i zaproponować inny termin. Zależy mi, by po tym
spotkaniu w kawiarni państwo się pożegnali.
- Nie chce pan, abym została z nim sam na sam? - Anna
142
była wyraznie ucieszona. - Może pan być spokojny. Pożegnam
go zaraz po wyjściu z kawiarni. Powiem, że się gdzieś jeszcze
spieszę. Wymyślę coś.
- Doskonale. Jest pani bardzo miła. Proszę chwilę zacze-
kać, coś jeszcze załatwię, a potem odwiozę panią.
Okazja do rozmowy z Pustakami - pomyślał.
Zaszedł do pułkownika. W paru zdaniach zreferował, o co
chodzi.
- Dobrze, zgadzam się. Będziesz miał jutro od dwunastej
do dyspozycji grupę obserwacyjną - obiecał Walewicz.
Skarbek wrócił do gabinetu po Annę. W samochodzie czuł
się trochę głupio. Kierowca zerkając dyskretnie w lusterko,
uśmiechał się pod nosem. Anna była ciągle w ataku. Poprawiła
mu krawat twierdząc, że zle zawiązany, potem zaczesała włosy.
Cóż za cholerny babsztyl - myślał ze złością, ale był bezradny.
Sam to spowodował.
Odetchnął z ulgą, gdy zajechali przed willę Kościanków.
Szybko wyskoczył z wozu w obawie, że szykuje się czułe poże-
gnanie.
- Zaczekaj tu - polecił kierowcy. - Wracam za kilka minut.
Muszę pomówić z Pustakami - wyjaśnił Annie i szybko się
pożegnał. - Aha, byłbym zapomniał, proszę mnie zawiadomić,
kiedy, gdzie i o której godzinie spotka się pani z Robertem.
Czekam na ten telefon - uśmiechnął się jeszcze raz całując ją w
rękę.
Ruszył szybkim krokiem w kierunku góralskiego domku.
Marcina nie było. Pani Kazimiera przywitała go jak swego.
- ProszÄ™, niech pan siada. Zaraz czymÅ› pana ugoszczÄ™. -
Wyjęła z kredensu ciasteczka, nastawiła czajnik. - To domowe,
nie kupne.
- Pycha! - pochwalił z pełnymi ustami. - Pani jest świetną
gospodyniÄ….
- Ten przepis dała mi moja nieboszczka matka. Ona też
nauczyła mnie, jak je piec.
143
- Pani Kazimiero droga, a ja znów do pani jeszcze w tej
samej sprawie.
- A co nowego? Byli tu niedawno jacyÅ› z milicji, coÅ› tam
spisywali. Pan był rozezlony. Mówił, że pan kapitan za dużo
sobie pozwala.
- Właśnie chciałem z panią o tym pogadać. W schowku pod
schodami trzyma pani odkurzacz, froterkę i różne rupiecie?
- Ano tak.
- Oprócz tego widziałem tam kufry z zastawą stołową...
- I to z jaką zastawą! - westchnęła. - Same srebra.
- Od jak dawna sÄ… tam te srebra?
- Zaraz, pomyślę. Najpierw, jak starsza pani dostała dom,
nie było schowka. Dopiero pózniej, mieszkaliśmy już parę lat,
pan kazał go zrobić. To było wtedy, kiedy urządzali winiarnię w
piwnicy.
- To znaczy, kiedy?
- No, już po rozwodzie z panią Jadwigą i po ślubie z panią
Anną. Tak, to było zaraz po tym ślubie.
- A gdzie przedtem Kościanko trzymał te srebra?
- Przedtem to ich u nas nie było. Pan je przywiózł w dwa,
może trzy lata po ślubie z Anną. A właściwie nie pan tylko
Marcin. On będzie najlepiej wiedział, skąd je zabierał. Zaraz
przyjdzie i powie panu wszystko, jak było.
Na Pustaka nie czekał długo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]