do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Antologia Złota podkowa 50 Zmartwychwstanie Offlanda i inne opowiadania
- D374. Boswell Barbara Ten się nadaje na męża
- Wong Alison Gdy srebrzy się ziemia
- Antologia Bale maturalne z piekła
- Carney_Stephanie_ _Milosc_powroci_jutro
- 30 Zagadka Blekitnego Expresu
- Antologia SF Stało się jutro 8 Zwikiewicz Wiktor
- Mine 3 Mine To Hold Cynthia Eden
- Janelle Taylor Nie wracaj do domu
- Kurtz, Katherine Knights Templar 01 Temple and the Stone
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czasami swe życie można zawdzięczać pechowi. Któż mógł przypuszczać, że wóz profesora
Morrisa zepsuje się na ruchliwej ulicy i że naukowiec postanowi iść pieszo, że w czasie
mimowolnego spaceru zwichnie nogę, a spotkany przez jednego ze swych uczniów odwieziony
zostanie do zaprzyjaznionego ortopedy. A czy trzeba większego zbiegu okoliczności niż taki, że brat
profesora zapragnie w tym samym czasie go odwiedzić. Nie mogąc się dodzwonić do drzwi, wyjmie
klucz spod słomianki i beztrosko paląc papierosa wejdzie do środka? Ktoś musiał nie zakręcić gazu.
Fred Morris uczuje jeszcze zapach, ale za pózno. Huk, podmuch, deszcz padającego szkła...
Po wizycie u ortopedy profesor zasiedział się u swego ucznia. Rano dowiedział się o śmierci
ministra i brata. Gazety zresztą podawały, że zginął on sam. Uczniem, który w dramatycznej sytuacji
podał mu rękę, był eks-policjant, eks-naukowiec, a obecnie szyszka w dowództwie wojsk
chemicznych, przez przyjaciół nazywany majorem Omikronem. On właśnie skłonił naukowca, aby
podjął wyzwanie losu, zgodził się przejąć rolę własnego brata...
- Bardzo ładny scenariusz, prawda? - pyta Omikron. Twarz Yolontiera jest bardzo poważna.
- Dlaczego opowiadacie mi o tym wszystkim? - mówi wreszcie.
- Dlatego, iż w świetle posiadanych danych mamy prawo domniemywać, że dziewiątka
przybyszów z innego układu nie bez powodu owego pierwszego pazdziernika znalazła się na Ziemi.
Nie dla żartu zarobaczywiła się w ciałach pilotów, przy czym, w czyich znajduje się obecnie, trudno
dociec...
- Tylko?
- Tylko, mówmy otwarcie, była to grupa zwiadowcza, a może coś więcej, grupa mająca
rozpoznać teren i przygotować wszystko do inwazji...
- Inwazji? - Volontier zrywa się na równe nogi.
- Tak, dokładnie po dwudziestu latach.
- Ale to tylko hipoteza?
- Niestety, nie. Z obserwatoriów astronomicznych donoszą nam o roju świetlistych plamek
zbliżających się z ogromną prędkością w naszą stronę. Wiele wskazuje, że koło pierwszego pojazdy
obcych znajdą się w pobliżu Ziemi. Wiemy, że mają nad nami znaczną przewagę, biologicznie są
niezniszczalni, o ogromnych możliwościach oddziaływania na psychikę i pozbawieni skrupułów...
Martin otwiera usta, by coś powiedzieć, ale nic rozsądnego nie przychodzi mu do głowy. Odzywa się
profesor:
- Naszą sytuację utrudnia fakt obecności wśród Ziemian owych dziewięciu... Kto zresztą wie, czy
nie było i drugiego zwiadu, a więc pewnej ilości agentów, którzy zagniezdzili się wśród nas. Przy ich
możliwościach nosicielem może być każdy. Każdy, kto zamiast prawego płuca nosi w sobie
potworka dysponenta. I, do licha, żywicielami nie są z pewnością szarzy zjadacze chleba.
- Przypuszczam - mruczy Volontier. - Ale mam nadzieję, że udało się wam kogoś rozszyfrować?
- Mieliśmy mało czasu - wzdycha Omikron - a poza tym musimy działać sami, moja grupka ludzi,
profesor, paru przyjaciół. Przecież nawet Generał - Minister...
- Domyśliłem się. I jeszcze kto?
- Skazani jesteśmy na domniemania. Możemy jedynie zastanawiać się, jakie pozycje
opanowalibyśmy sami, gdyby przyszło nam uczestniczyć w zwiadzie na obcej planecie. Podejrzanych
są dziesiątki, może setki... Sztab Ochrony Powietrznej, Wojska Rakietowe, Agencja Aeronautyczna,
Wywiad, mass-media... Problem w tym, że nie możemy, ot tak, zrobić tym wszystkim ludziom
rentgena. Nie możemy wykonać kroku, który by wskazał obcym , że jesteśmy na ich tropie... Stąd
nasze centrum zlokalizowaliśmy w tych bunkrach, stąd ograniczone środki, konieczność fałszywych
informacji o naszych badaniach wobec zwierzchników... - atak kaszlu przerywa oficerowi, łyk
piwa jednak przywraca mu mowÄ™.
- Czy podejrzenia wobec Generała są pewne? Zmierć ministra, zamach na profesora - to mógł
być tylko zbieg okoliczności? - pyta Martin.
- Parę lat temu zdarzyła się ciekawa sprawa. Generał, wówczas jeszcze pułkownik, uczestniczył
w obławie przeciwko gangsterom. Brałem udział w tej akcji, widziałem też, jak ugodził go pocisk w
czoło...
- I nie zabił?
- Nawet nie drasnął, odbił się rykoszetem i zranił jednego z funkcjonariuszy schowanego za
ścianą...
- Już wcześniej doszedłem do wniosku - wtrąca Morrison - że obcy , sami nieśmiertelni,
zadbali o swe ludzkie skafandry. Pokryli je warstewkÄ… niewidocznego tworzywa. My nazywamy je
żartobliwie - żywym teflonem ... Nie można ich zabić ani zranić. Prawdopodobnie wyjątek
stanowią ręce. Za często trzeba je podawać.
- Czyli badanie lekarskie mogłoby... - ożywia się Volontier.
- Zapewne tak. Ale jak je wykonać, zwłaszcza że pozostał nam zaledwie tydzień, a podejrzenia
dotyczą głównie osób wysoko postawionych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]