do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Antologia SF Stało się jutro 30 Marcin Wolski
- Antologia SF Stało się jutro 8 Zwikiewicz Wiktor
- Ursula K.Le Guin Cykl Hain (8) Opowiadanie świata
- Dębski Rafał Pasterz upiorów opowiadania
- Antologia Bale maturalne z piekła
- Asimov Isaac Opowiadania
- Gildas Bourdais UFO 50 Tajemniczych Lat
- Cherryh, C J Morgaine Zyklus 01 Das Tor Von Ivrel
- fr 22
- Kwasniewski Aleksander Dom wszystkich Polska
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczu. Woda przelewając się zza skalnego progu leciała w przepaść. Rozbita oporem powie-
trza, zamieniona w ulewę grubych kropel, rozpraszała się dalej na pył wodny, który obłokiem
spływał coraz niżej. Podmuchy wiatru zwiewały go na skałę. Jasny słup wodospadu sięgał
dna doliny. Tam, od stóp skały, cienka jak niteczka odpełzała rzeka.
Ahora espere aqui! Zatrzymał się teraz! krzyknąłem.
Otwór leżał naprzeciw kabiny. Poranne światło nie sięgało głęboko. To, co widzę
myślałem nie jest pocieszające. Woda płynie całą szerokością tunelu. Na zewnątrz też brak
miejsca, gdzie mógłby stanąć człowiek. Ale od otworu biegnie pozioma rysa, która doprowa-
dza do występu skały tworzącego balkon czy półkę. Porastają go trawy wiszące nad przepa-
ścią. Wskazałem palcem półkę, powiodłem nim wzdłuż rysy do otworu jaskini. Skinęli gło-
wami. Nie było innej drogi. Pozostawało pytanie, jak dostać się na ścianę.
Ile metrów średnicy krzyknąłem do ucha pilota ma wirnik?
Podniosłem oczy ku łopatom śmigła. Tworzyły krąg nad nami.
Czternaście!
Połowa, to siedem pomyślałem. Półka ma trzy, cztery metry w najszerszym
miejscu. Nie ma mowy o lądowaniu. Spróbujemy inaczej...
Na dół! krzyknąłem.
Pilot przymknął gaz. Ucichł warkot. Usłyszeliśmy gwiżdżący poszum łopat. Urwisko
rozmazane w wielobarwne smugi uciekało ku górze. Ruda ziemia zbliżała się szybko. Ponad
korytem rzeki była rozległa płaśnia nie objęta lasem. Stały na niej pojedyncze drzewa. Rumo-
wisko głazów opadłych ze ściany porastały chaszcze. Maszyna dotknęła ziemi. Wirnik prze-
stał się obracać. Wyskoczyłem z kabiny. Zadarliśmy głowy.
Zciana sięgała nieba. Nie było jej końca. Miało się wrażenie, że ogromny topór przerą-
bał tu glob ziemski odrywając połowę. Otwór jaskini skryło oddalenie. Rozpylone na mgłę
strugi wodospadu snuły się wzdłuż ściany. Słońce wschodząc za naszymi plecami oświetliło
najwyższy pas wapieni. Zajaśniał jaskrawą bielą. Pod wapieniami, do samego dołu, w ukośnie
nachylonych warstwach leżały czerwone porfiry. Pod nogami mieliśmy ich odłamki mieniące
się blaszkami kryształów.
Zbiegliśmy kilka metrów do koryta rzeki. Usiadłem na kamieniu. Słyszałem bulgot
wody. Z góry dobiegały dzwięki metalicznych uderzeń. Pilot pozostał przy helikopterze.
Szybko zgodziliśmy się co do sposobu działania.
Zaczynajmy powiedział Bielski. Pózniej słońce tak rozgrzeje ścianę, że nie
będzie można dotknąć skały. Chodz! zwrócił się do Strzeleckiego. Przygotujemy sprzęt.
Wspięli się na skarpę i znikli mi z oczu Wyjąłem notes Opisałem co chcemy przedsię-
wziąć. Na odwrocie podałem informację, jaki sprzęt i żywność zabieramy do groty. Prosiłem,
aby nie szukano nas przed upływem dwóch tygodni. Prosiłem, aby otwór jaskini był pod stałą
obserwacją. Wystrzelimy czerwoną rakietę, jeśli powrócimy sami, zaś różnobarwne w razie
powodzenia akcji. List zaadresowałem do profesora de Pietri. Na osobnej kartce przeznaczo-
nej dla pilota opisałem sposób zdjęcia nas ze skały. Wprawdzie wytłumaczę mu to ustnie
pomyślałem ale przez kilka dni mógłby zapomnieć o jakimś szczególe. Schowałem
ołówek. Klęcząc oparłem ręce na kamieniach i schyliłem głowę. Dotknąłem ustami wody.
Wypiłem kilka łyków. Widziałem jak na dnie prąd toczy kamyki. Wstałem wycierając usta.
Na wysokim brzegu ukazali się moi towarzysze. Zbiegli do mnie. Spojrzałem na twarze.
Co się stało? - spytałem.
Pilot odmówił startu. Oświadczył, że gotów jest na wiele rzeczy, ale w tym, co zamie-
rzamy zrobić, nie wezmie udziału. Nie chce rozbić maszyny i spaść z kilkuset metrów.
Nie ma się co dziwić. Sam widok urwiska działa odstraszająco. Wodospad wysokości
kilometra... Poza tym może niezbyt dokładnie pojął ich tłumaczenia. Zrozumiał tylko tyle, że
my wysiądziemy, a on w pustej maszynie, samotnie wisząc przed obliczem śmiertelnego
urwiska, będzie musiał wykonywać jakieś akrobacje. Wystarczy wówczas musnąć skałę
czubkiem wirnika.
Jeśli o to mu chodzi, zdołam go przekonać, Nie ma czasu na zmianę pilota.
Spróbuję z nim pomówić odezwałem się. Ale powinien sądzić, że nie wiem o
odmowie, bo gotów się uprzeć. Wróćcie na skarpę, jakby mnie tu nie było. Wyjdę z innej
strony.
Oddaliłem się znacznie pod osłoną brzegu. Wszedłem na kolanach pod wiszące krzaki i
ruszyłem ukosem między drzewa. Zza pni ujrzałem pilota. Stał z nogą na kole. Aokieć wsparł
o kolano. Palił papierosa. W drugiej dłoni trzymał klucz francuski. Uderzał nim w czubek
buta. Teraz nie wie co zrobić pomyślałem. Przez chwilę będzie niepewny czy dobrze
uczynił. Potem powie sobie, że miał rację, wreszcie zacznie żałować. Obejrzał się ku tamtym.
Leżeli na trawie. Wyszedłem z lasu z rękami w kieszeniach. Gwizdałem przez zęby.
Dostrzegł mnie. Zaciągnął się dymem.
Był pan nad Orinoco? spytałem.
Skinął głową, wypuścił dym ustami.
Podobno trzy czwarte dorzecza jest niedostępne? spojrzałem pytająco.
Tak odrzekł zaciągając się.
Tam sÄ… Å‚owcy ludzi?
Zaprzeczył głową. Po chwili powiedział;
[ Pobierz całość w formacie PDF ]