do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Asimov's Science Fiction Magazine 01 2002
- Antologia Złota podkowa 50 Zmartwychwstanie Offlanda i inne opowiadania
- Ursula K.Le Guin Cykl Hain (8) Opowiadanie świata
- Dębski Rafał Pasterz upiorów opowiadania
- Isaac Asimov Koniec Wiecznosci Notatnik
- Asimov Isaac 3. Fundacja Nieznany
- Mythical Beasties Isaac Asimov
- Morgan Sarah Zimowy prezent
- Alfred de Musset spowiedz dzieciecia wieku
- Debbie Macomber śąona z ogśÂ‚oszenia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
równie niepoprawnym akcentem sprawiło, że wszystkim równocześnie wyrwał się dech z piersi. W
powietrzu rozszedł się tak silny aromat przetrawionego alkoholu, że wprost nie do uwierzenia. W chwilę
potem nastąpił gremialny wybuch śmiechu, przeradzający się miejscami w histerię.
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
Przez twarz Crumpa przemknął wyraz lekkiego zdziwienia. Spojrzał na mnie i powiedział z przepięknym
szwedzkim zaśpiewem, którego nawet nie będę się starał powtórzyć:
- Zazwyczaj nie wywołuję aż tak silnej reakcji.
- Nic nie szkodzi - odparłem. - Mów dalej. Oznaczało to odczekanie dobrej chwili, póki śmiech nie
ucichnie, po czym zaczął mówić dowcipy z akcentem irlandzkim, szkockim, środkowoeuropejskim,
hiszpańskim, greckim, a nawet w cockney. Jednakże jego specjalnością był bez wątpienia dialekt
brookliński - twój szlachetny, prawie rodzimy język, stary druhu.
Od tamtej pory pozwalałem mu spędzać w Edenie po kilka godzin, a co wieczór po kolacji zabierałem
go na podobne występy. Wieść o nim szybko się rozeszła. Tego pierwszego wieczora, jak już
powiedziałem, widownia była dosyć mizerna, lecz wkrótce tłum na zewnątrz podnosił tumult, by wejść
do środka - nadaremnie.
Crump przyjmował to wszystko raczej spokojnie. Właściwie to sprawiał nawet wrażenie
przygnębionego. Pewnego razu powiedział:
- Wiesz, właściwie nie ma większego sensu marnowanie mojego wspaniałego talentu na zwykłych
kmiotków. Chcę się zaprezentować przed moimi przyjaciółmi z Edenu. Nie słuchali moich dowcipów,
ponieważ nigdy nie przyszło mi do głowy, aby opowiadać je w odpowiednim dialekcie. Właściwie to
zdawałem sobie sprawę, że potrafię to robić, co jasno świadczy o niedocenianiu się, w jakie taki
dowcipny i elokwentny człowiek jak ja może popaść. Tylko dlatego, że nie mam ochrypłego głosu i nie
wypycham siÄ™ do przodu...
Mówił swoim najlepszym brooklińskim dialektem, który dla delikatnego ucha brzmi nieprzyjemnie
zgrzytliwie - mam nadzieję, że cię tym nie urażę, przyjacielu - więc pośpiesznie zapewniłem go, iż zajmę
się wszystkim osobiście.
Opowiedziałem właścicielowi lokalu o bogactwie członków Edenu, zapominając jednakże nadmienić, że
byli równie skąpi, jak bogaci. Właściciel, śliniąc się odrobinę, wysłał w formie przynęty grzecznościowe
zaproszenia. Uczynił to za moją radą, bowiem doskonale wiedziałem, że żaden prawdziwy Edenita nie
oprze się pokusie bezpłatnego przedstawienia - szczególnie iż puściłem w obieg pogłoskę, jakoby
pokazywać tu także miano filmy tylko dla dorosłych.
Członkowie pojawili się w pełnym składzie, a Crumpa widok ten wydawał się rozpierać.
- Teraz mogę to zrobić - powiedział. - Powiem coś z akcentem koreańskim, który zwali ich z nóg.
Mówił też z rozwlekłym akcentem Południa i nosowym z Maine czyniąc to tak doskonale, że aby w to
uwierzyć, trzeba było go słyszeć.
Przez kilka minut Edenici zachowywali kamienne milczenie i zaczynałem odnosić już straszliwe wrażenie,
że nie rozumieją po prostu subtelnego humoru Crumpa. Lecz oni sparaliżowani byli jedynie zdumieniem,
a kiedy zdumienie minęło, wybuchnęli śmiechem.
Dostojne brzuchy trzęsły się konwulsyjnie, z oczu wypadały monokle, białe bokobrody falowały jak na
wietrze. Wszystkie rodzaje obrzydliwych odgłosów - od suchego, wysokiego chichotu jednych do
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
oleistego, basowego porykiwania drugich - które tak często zohydzają nam życie, wydawały prześcigać
się w intensywności.
Crump słysząc te dowody zasłużonego uznania pęczniał z dumy, a właściciel lokalu, pewny, że oto
znajduje się u przedsionka niewyobrażalnych bogactw, pobiegł w przerwie do Crumpa i powiedział:
- Mój chłopcze, wiem, że prosiłeś jedynie o sposobność zaprezentowania swojej sztuki i pozostajesz
ponad takimi błahostkami, które ludzie zwią pieniędzmi, ale ja nie mogę tolerować tego dłużej. Nazwij
mnie głupcem. Nazwij mnie szaleńcem. Ale proszę, chłopcze, przyjmij ten czek. Dobrze na niego
zapracowałeś. Przeznacz go na co tylko zechcesz - i z hojnością typowego impresaria, który oczekuje w
zamian milionów, wcisnął do ręki Crumpa czek na dwadzieścia pięć dolarów.
No cóż, taki był początek. Crump szybko pozyskał sławę i uznanie, stał się idolem nocnych klubów,
obiektem adoracji całej rzeszy wielbicieli. Pieniądze płynęły ku niemu szeroką strugą, lecz ponieważ był
bogaty ponad wszelkie wyobrażenia dzięki rozwiniętej przez jego przodków na skalę przemysłową
technice ograbiania sierot, wcale ich nie potrzebował i przekazywał je wszystkie swemu menedżerowi -
czyli mnie. W ciągu jednego roku zostałem milionerem, więc jak sam widzisz, że twoja teoria, jakobyśmy
razem z Azazelem przynosili jedynie pecha, jest absolutnie idiotyczna.
Obrzuciłem George'a sardonicznym spojrzeniem
- A ponieważ do bycia prawdziwym milionerem brakuje ci jedynie kilku milionów dolarów, George, to
zakładam, że teraz powiesz mi, że wszystko to było jedynie snem.
- Wcale nie - odparł wyniośle George. - Cała ta historia jest absolutnie prawdziwa, tak jak prawdziwe
jest każde wypowiedziane tu przeze mnie słowo. A zakończenie także byłoby dokładnie takim, jak je tu
jedynie zarysowałem, gdyby tylko Alistair Tobago Crump VI nie był takim głupcem.
- A był głupcem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]