do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Antologia SF Stało się jutro 30 Marcin Wolski
- Antologia SF Stało się jutro 8 Zwikiewicz Wiktor
- D374. Boswell Barbara Ten się nadaje na męża
- 294. Roberts Alison Dobre rokowania
- Ahern, Jerry Krucjata9 Płonąca Ziemia
- Colley Jan WiedeśÂ„ski walc
- Kres_Feliks_W_ _Polnocna_Granica_scr(2)
- Harlan Ellison Approaching Oblivion
- Ferring Dav
- Loyola Ignacy ć†wiczenia duchowne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- listy-do-eda.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasu darmowe baranie kości czy nerki oraz pieniądze na
opłacenie czynszu.
%7ływili się chlebem z sosem lub dżemem, połamanymi
herbatnikami, rzepÄ…, marchwiÄ… i kapustÄ…, przecenionymi
jabłkami albo przejrzałymi bananami oraz dobrymi owocami
od Chińczyka. Mięso jadali raz, czasem dwa razy w tygodniu.
Tłumiąc rozpacz, Katherine przeglądała ogłoszenia,
rozpytywała o pracę w biurach, fabrykach, sklepach, a nawet
po domach.
JABAKA
Kiedy po raz pierwszy przyszła do sklepu, Yung
polerował jabłka miękką szarą szmatką, by lśniły czerwienią,
przycinał sekatorem ogonki do tej samej długości i owijał
każdy owoc zielonym papierem, a na koniec układał je
równiutko na drewnianej półce.
Podniósłszy wzrok, zobaczył czarną suknię, długą
spódnicę zebraną w pasie i obfity biust. Czerń oznaczała starą
kobietę lub wdowę. Ta miała długie kasztanowe włosy
upchnięte pod kapeluszem, ale kilka siwiejących kosmyków
wymknęło się na wiatr.
- Dzień dobry - powiedział.
Odwróciła oczy od warzyw i uśmiechnęła się słabo.
- Dzień dobry.
Zdziwił się: głos miała niższy, niż się spodziewał.
- Malchew baldzo dobla. Baldzo świeża. Słodka.
- Naprawdę? - Spojrzała znów na kapusty i sięgnęła po
największą połówkę.
Wybrał wypolerowane już jabłko i wyciął zeń nożem dwie
ćwiartki.
- Jabłko baldzo dobie - zapewnił, chrupiąc swoją
ćwiartkę. - Ploszę się poczęstować.
Kobieta się zawahała. Wreszcie ugryzła ostrożnie, powoli,
jak gdyby po raz pierwszy w życiu kosztowała jabłka. Wydało
mu się, że jej oczy zamknęły się na moment, a usta
rozciągnęły w uśmiechu, ale nie sięgnęła po resztę owocu ani
po nóż, który Yung dla niej zostawił.
Wybrała pół kapusty, kilka marchewek związanych
lnianym sznurkiem i trzy brzydkie jabłka z kosza
przecenionych owoców. Nie patrzyła mu w twarz i Yung
zrozumiał, że czuje się zażenowana, że nie kupiła dobrych
jabłek, które jej zaoferował.
Owinął warzywa w gazetę, owoce włożył do brązowej
papierowej torby i szybkim ruchem dorzucił do niej
niedojedzone jabłko oraz jeszcze jedno całe. Zaskoczona
kobieta spojrzała na niego badawczo. Pod smutnymi
zielonymi oczami miała cienie. Podziękowała mu i wyszła na
ulicę, gdzie wiatr znów zaczął igrać z jej włosami.
Przychodziła do sklepu w każdy poniedziałek i czwartek.
Zawsze była bardzo uprzejma, czasami się uśmiechała i
widział delikatne zmarszczki wokół jej oczu oraz na
piegowatym nosie. Miała białe zęby.
Pewnego popołudnia, kiedy wyszła już ze sklepu,
przebywająca w nim pani Paterson zacmokała.
- Ona nawet chleb kupuje wczorajszy. Biedactwo. Znasz
ten dom z odpadającym tynkiem? Z dziurawym płotem i
zepsutą furtką? Ona ma dwoje dzieci i za mało pieniędzy,
żeby je wyżywić. Strasznie mi żal jej męża. Donald
McKechnie był bardzo atrakcyjnym mężczyzną.
Kiedy tylko brat tego nie widział, Yung dodawał po
jednym dobrym owocu do brzydkich, które wybierała pani
McKechnie. Jeśli kupowała trzy przejrzałe gruszki, dorzucał
lśniące, chrupkie jabłko. Jeśli brała trzy pokryte plamami
banany, dokładał soczystą pomarańczę. Brał nóż i częstował ją
każdym nowym owocem, i zawsze, nawet gdy miał już jakiś
nadkrojony dla poprzedniego klienta, oferował jej nietknięty.
Wręczając jej zakupy, mówił: Miłego dnia, pani McKechnie"
i uśmiechał się z nadzieją, że dziś zaczną się lepsze czasy.
RUBIE%7Å‚E ULICY HAINING
Pod luzną deską podłogi Robbie przechowywał kupkę
monet: ćwierćpensówki, trzypensówki, duże miedziane pensy,
podebrane z dzbana w spiżarce, gdzie trzymała je matka, albo
zachowane z tygodniówek. Co tydzień wyjmował ze skrytki
jedną, dwie, najwyżej trzy monety, ukradkiem, tak by
Katherine tego nie widziała: nocą albo kiedy robiła, czy
wieszała pranie lub kiedy wyszła na zakupy.
W każdy piątek jechał tramwajem inną trasą, stojąc na
zewnętrznych podestach z mężczyznami i starszymi
chłopcami. Co sobotę kupował Prawdę" i brał ją do Basin.
Siadał pod kordyliną i chłonął najświeższe doniesienia o
skandalach towarzyskich.
Uwielbiał słowa. Rozbrzmiewały na papierze głosem jego
ojca. Historie o rozwodach i upadłych kobietach, cuchnących
żółtkach i %7łydach. Nie każde słowo rozumiał - co to były na
przykład rubieże" ulicy Haining? - ale pojmował to, co
najważniejsze. To był świat, świat jego ojca.
%7Å‚ujÄ…c Å‚odygi traw i dzielÄ…c siÄ™ gazetÄ… z Wallym, Robbie
wspominał, jak ojciec brawurowo zdobył sześć punktów - z
taką łatwością, jak gdyby wypijał szklaneczkę whisky.
Czasem w najdłuższe dni lata przychodzili popatrzeć, jak
ćwiczą zawodnicy z klubów, a nawet sami włączali się do gry.
Wspominał też, jak w sobotnie popołudnia siadywali we
dwóch na trawiastych zboczach. Ojciec palił papierosy,
Robbie jadł cukierki i razem oglądali mecze Wellington z
Canterbury albo Otago, a raz nawet Nowej Zelandii z
Australią. Wally natomiast nie dałby rady rzucić ani odbić
piłki, nawet gdyby ktoś przyłożył mu pistolet do głowy, a
lektura Prawdy" go nudziła.
Robbie odłożył gazetę.
- Chcesz gumę? - spytał.
Podnieśli się i przebiegli krętymi ścieżkami obok
parkanów i drewnianych kołowrotów, obok należącego do
pana Stronga białego ogiera - tego, który ciągnął wielki walec
- i przez bramÄ™ wypadli na ulicÄ™.
W sklepie Fitchettów Wally kupił paczkę gum za
półpensówkę oraz drewniane pudełeczko oranżady w proszku.
W środku znalazł cynową zabawkę. Sięgnął do kieszeni,
wyciÄ…gnÄ…Å‚ gwizdek i przymocowawszy go do zabawki,
dmuchnął - dzwięk był pierwszorzędny.
Pani Fitchett zmarszczyła brwi. Robbie kupił pastylki
miętowe i torbę - niespodziankę", którą przeszukał w nadziei
na znalezienie trzypensówki, ale były tam tylko lizaki. Dał
Wally'emu kilka miętówek, ten w zamian poczęstował go
oranżadą i gumą.
Powłóczyli się po terenie koszar, skręcili za wielki ceglany
mur i zeszli na Buckie. Potem przemierzyli ulice Taranaki,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]