do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Gordon Lucy Bracia Rinucci 03 Rzymskie wesele (Rzymskie wakacje)
- Gordon_Lucy_ malzenstwo_po_Wlosku__03_ _Arystokrata_z_Toskanii
- Gordon Lucy Gdzie ożywają legendy 365
- Gordon Korman Son of Interflux
- Gordon Eklund Falling Toward Forever
- Gordon Dickson Dragon 09 The Dragon and the Fair Ma
- Higgins Jack Sean Dillon 09 Niebezpieczna gra
- Baldacci Dav
- James_Henry_ _Dom_na_Placu_Waszyngtona
- Gill_Griffith_Judy_Kopciuszek_z_zatoki_19
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kręcić nimi w powietrzu, spoglądając na plażę. Ciężar pocisku rozciągał rzemienną
uprząż będącą po prostu procą tak że w ręku każdego z nich wyglądała jak
sztywny kij.
Nie zważać na tych, którzy nie dotarli przynajmniej do podnóża schodów
polecił sir Mortimor. Celować w tych, którzy są blisko wieśniaków. Czekać na mój
rozkaz.
Szeregi jego ludzi stały, pozornie niedbale machając procami. Dopiero kiedy
pierwsi napastnicy znalezli się kilka kroków za jakąś staruszką, która została w tyle
za rozpaczliwie umykającymi mieszkańcami wioski, sir Mortimor dał rozkaz. Do tego
czasu cała droga za plecami wieśniaków wypełniła się marokańskimi piratami.
Teraz! krzyknął sir Mortimor i wszyscy procarze jednocześnie, jak na pokazie,
wypuścili pociski, pochylając się przy tym naprzód. Niezwłocznie wyjęli z sakw
następne, nałożyli je i znów wszyscy zgodnie kręcili rzemieniami w powietrzu.
Pociski zebrały na dole obfite żniwo. Oczywiście z tej wysokości nie było słychać
łoskotu uderzeń i w przeciwieństwie do strzał z łuku nie było widać brzechw
sterczących z ciał trafionych.
Procarze z Balearów! zawołał uradowany Brian. To Balearczycy, prawda, sir
Mortimorze?
Przeważnie mruknął rycerz, nie odrywając oczu od widoku w dole. wiczą od
dziecka, tak samo jak łucznicy. Ci pierwsi są jednak tańsi i jest ich tu więcej, a w
takim zameczku jak mój znacznie łatwiej jest przechować ogromny zapas pocisków
do procy niż starannie wykonanych strzał, jakie są potrzebne łucznikom i trudne do
odzyskania podczas oblężenia zamku. Rzecz jasna nie mają takiego zasięgu jak łuk,
ale na niewielką odległość są naprawdę skuteczne.
Istotnie! mruknÄ…Å‚ Brian.
I były.
Wyglądający zza muru Jim ujrzał, jak połowa najbliżej znajdujących się
napastników nagle pada na ziemię, a pozostali zawracają i w panice uciekają drogą.
Ich ostatnie szeregi także zostały skoszone. A kiedy reszta dotarła na dół, procarze
przestali kręcić procami i spojrzeli na sir Mortimora, oczekując dalszych rozkazów.
Sir Mortimor potrząsnął głową.
Widocznie dał znak, żeby podano mu wina, gdyż ktoś wręczył mu kielich. Rycerz
stał, trzymając w dłoni puchar prawie po brzegi napełniony czerwonym winem, ale
nie pił. Na wieży panowała cisza.
Tymczasem na dole najezdzcy hałasowali za obie strony konfliktu. Jim zobaczył z
muru, te większość piratów zebrała się między domami wioski i u końca biegnącej po
stoku krętej ścieżki. Ryczeli i potrząsali orężem, spoglądając na mury. Paru z nich
miało łuki, gdyż w kierunku obrońców pomknęło kilka strzał, lecz żadna nie doleciała
wyżej niż do trzech czwartych wysokości wieży, zanim uderzyła o głazy i spadła.
Nic dziwnego orzekł Brian stojący obok Jima. Patrząc pod tak ostrym kątem
w górę, trudno ocenić odległość.
Sir Mortimor upił łyk wina.
Kilka następnych strzał poleciało dostatecznie wysoko, by upaść na dach wieży,
nie czyniąc nikomu szkody. Mijały minuty, wrzaski stopniowo cichły, aż zapanowała
cisza. Przerwał ją donośny głos.
Angielski rycerzu! zawołał. Sir Mortimorze, wiem, że tam jesteś. Jestem
Abd'ul Hasan, a to są moi ludzie. Nie zdołasz nas powstrzymać. Chcę z tobą mówić.
Sir Mortimorze! Angielski rycerzu! Pokaż się na murach!
Brian i Jim ze swego miejsca dostrzegli, że tłum na dole rozstąpił się, ukazując
wysokiego osobnika w czerwonym turbanie i długiej, powiewnej, białej szacie
stojącego na drodze u podnóża zamku. Mężczyzna był wyższy niż większość
otaczających go ludzi, lecz nawet z tej wysokości Jim zauważył, iż rabuś nie
dorównuje wzrostem sir Mortimorowi. Pirat stał z uniesioną głową, czekając.
Sir Mortimor niedbałym krokiem podszedł do Jima i stanął na chropowatych
kamieniach krenelażu, po czym spojrzał w dół.
Czego? Jego dudniący głos poniósł się echem po zboczu.
Zdobędziemy twój zamek, spalimy go i ukrzyżujemy was! wrzasnął Abd'ul
Hasan, Tylko wtedy jednak, jeśli nas do tego zmusisz. Daję ci wybór. Wyjdz teraz,
zostawiając wszystko, a ty i wszyscy twoi ludzie będziecie mogli odejść. Powtarzam,
wyjdz teraz, a odejdziecie wolni. Chcemy tylko dostać się do zamku!
Sir Mortimor stał, nie odpowiadając, tylko patrząc na niego. Po dłuższej chwili
mężczyzna odezwał się znowu.
I co powiesz, angielski rycerzu? Odpowiadaj. Nie będziesz miał drugiej szansy.
Jestem Niemcem zagłuszył go głos sir Mortimora.
Nie obchodzi mnie, jak siÄ™ zwiesz! wrzasnÄ…Å‚ Abd'ul Hasan. Przyjmujesz moje
warunki? Powiedz, tak czy nie. Nie będziesz miał następnej okazji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]