do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Stasheff, Christopher Warlock 03 The Warlock Unlocked
- Feehan Christine Dark 05 Dark Challenge
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 4 Flota Przeklętych
- Christopher Hitchens The Trial of Henry Kissinger (2002)
- 074. Rimmer Christine Książę jednej nocy
- Christie Agatha Pierwsze drugie zapnij mi obuwie(1)
- 09.Christenbery Jude Zapach luksusu
- Agatha Christie Tajemnica siedmiu zegarĂłw
- 07 Mroczny sen Christine Feehan
- Hickory_Dickory_Dock_ _Agatha_Christie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Każdy mężczyzna sam wybiera sobie bitwy. Ja swoją wybrałem. Jeśli nie macie do
niej serca, odejdźcie, dam wam moje błogosławieństwo.
Obecni patrzyli na Hugha bez słowa. Wreszcie Wharton powiedział sztywno: - Nie ma
potrzeby nas obrażać, panie.
Zadźwięczała broń. Rycerze dosiedli koni i stali, czekając na instrukcje. Niema
modlitwa Hugha zmieniła się w podziękowanie.
Stanął przed swymi ludźmi i przemówił do nich jako dowódca w tej bezowocnej
bitwie.
- Nie mamy posiłków ani też żadnej nadziei na nie, zaatakujemy więc od tyłu. Jest
szansa, iż tak przyzwyczaili się do wyrzynania zbrojnych, że nie będą przygotowani, by
stawić czoło rycerzom.
Hugh i jego ludzie przejechali przez most i minęli wieżę bramną - jedno i drugie
niestrzeżone. Ucieszyło to Hugha. Zawsze lepiej mieć do czynienia z wrogiem wykazującym
zbytnią pewność siebie. Potem otworzył się przed nimi zewnętrzny dziedziniec.
- Świnie! - Hugh niemal wypluł to słowo, spoglądając na orgię zniszczenia.
Wokół drugiej wieży wałęsało się kilku rycerzy Pembridge’a, tak pewnych
zwycięstwa, że odpoczywali pośród walki.
Jeden z nich zobaczył Hugha i jego ludzi. Wyciągnął rękę, ale nim zdążył krzyknąć,
Hugh zdzielił go buzdyganem. Jego ludzie zrobili to samo i wkrótce wokół nich nie było już
ani jednej istoty, zdolnej utrzymać się na nogach.
Z góry dobiegły ich radosne krzyki obrońców, którzy zorientowali się już, że
wybawienie nadeszło.
Oby okazało się to prawdą, pomyślał Hugh ponuro.
ROZDZIAŁ 21
- Są tutaj, pani, są tutaj!
Edlyn odstawiła kociołek z wrzącym olejem na dachu i pozwoliła, by wiatr osuszył
pot na jej twarzy. Po chwili przywykła do światła słonecznego i zobaczyła, że twarz Nedy
promienieje radością, podobnie jak twarze innych kobiet.
- Kto taki?
- Pan! Lord Hugh! Usłyszałyśmy krzyki na zewnątrz i wyjrzałyśmy. To on!
- Więc żyje? - Edlyn zatoczyła się do tyłu. Żyje. Bóg jej wysłuchał. Nagle poczuła się
niezwyciężona.
A potem usłyszała szczęk broni i jęki konających. Rzeczywistość wróciła z nową siłą.
Pembridge oczyścił tę zdradziecką dziurę w murze. Druga wieża bramna padła
wkrótce potem i ludzie Pembridge’a wdarli się konno na wewnętrzny dziedziniec. Zamkowi
zbrojni walczyli jak szaleni, ale z założenia byli to obrońcy i nie mieli wielkich szans w
bezpośrednim starciu z rycerzami na koniach.
A jednak wbrew wszelkim oczekiwaniom Hugh przybył, Edlyn nie miała więc serca,
by zgasić nadzieję, widoczną w twarzach kobiet, ani powstrzymać zalewającej serce radości.
Podbiegła do blanków i wychyliła się na zewnątrz.
- Uważaj, pani - ostrzegła ją Neda, wskazując zielone pędy, wijące się przy murze. -
To trujący bluszcz.
- Tak, milady. - Ethelburgha wyciągnęła przed siebie zaczerwienione, spuchnięte
dłonie. - Spójrz tylko. Nieprędko nawarzę znów piwa.
Edlyn skrzywiła się, ale nie dotknęła kobiety. Bez ziół niewiele mogła jej pomóc, a nie
chciała, by rumień przeniósł się na jej dłonie.
Podeszła do innego wycięcia w murze i spojrzała w dół, gdzie Hugh, dosiadający
swego wierzchowca, właśnie rzucił się na wrogów, którzy poważyli się naruszyć jego dobra.
Na ten widok serce zaśpiewało jej w piersi niczym skowronek o poranku. A potem zobaczyła,
jak ciężka zapowiada się bitwa. - Czy ma dość ludzi? - spytała.
Żona zarządcy spoważniała: - Nie wiem.
To znaczy „nie”, domyśliła się Edlyn, powiedziała jednak: - Nieważne. I tak jest naszą
jedyną nadzieją.
- Ten przeklęty Pembridge i jego kompani - powiedziała Neda. - Rozpalili ogniska i
teraz przygotowują strzały. Wystrzelą je w nasze drzwi i spróbują spalić nas żywcem, a lord
nie da rady pokonać ich wszystkich.
Ogień był jedyną bronią, której tak naprawdę należało się obawiać, toteż się go bali.
Edlyn spojrzała na dzbanek przy schodni. Służące gotowały na ogniu tłuszcz, który potem
wnoszono na górę po spiralnych schodach i wylewano z dachu na szturmujących. Oblani
wrzącym tłuszczem napastnicy musieli oddalić się z pola bitwy, żeby zdjąć i wyczyścić
zbroje. Za każdym razem, gdy tak się działo, niewiasty wznosiły radosne okrzyki. Nie było to
wiele - ktoś mógłby nawet nazwać ich wysiłki bezowocnymi - lecz pozwalało zająć czymś
kobiety, tak że nie wchodziły w drogę Burdettowi, który przygotowywał zamek do
końcowego oblężenia.
Poza tym kto wie, co może odwrócić losy bitwy?
Edlyn zmrużyła oczy, przyglądając się ogniskom. Wiatr wirował i kręcił, roznosząc
dym na wszystkie strony. Łucznicy zgromadzeni wokół ognisk kaszleli i gorączkowo
wymachiwali ramionami, jednak nie mogli odejść zbyt daleko: musieli spełnić obowiązek.
- Zejdź do wielkiej sali - poleciła Nedzie - i zacznij polewać drzwi, progi i nadproża.
Postaraj się, by nasiąknęły wodą. I, Neda?
- Tak, pani?
- Czy Burdett potrafi wypuścić strzałę?
- Jest przecież Anglikiem - odparła Neda i Edlyn uśmiechnęła się, słysząc dumę w jej
głosie.
- Więc przyślij go do mnie z łukiem, strzałami, siekierą i mocnym, ostrym nożem.
Neda odwróciła się, zaganiając przed sobą kobiety niczym stadko dzikich gęsi.
- Każ mu też przynieść przędzę. I moje rękawice do konnej jazdy.
Neda odwróciła się. - Przyjdę razem z nim.
Edlyn rozejrzała się po otwartym dachu. Kamienne blanki dawały niezłą ochronę, lecz
jeśli łucznikom się poszczęści, zasypią dach gradem strzał i każdy, kto będzie na tyle
niemądry, by tam pozostać, narazi się na niebezpieczeństwo. Edlyn musi wypełnić swój
obowiązek. To jej zamek. Ale narażanie zarówno Burdetta, jak Nedy, to coś zupełnie innego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]