do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Dana Marie Bell [Gray Court 03] Artistic Vision [Samhain] (pdf)
- Moning Karen Marie To Tame a Highland Warrior 12 17
- Dana Marie Bell The Gray Court 01 Dare To Believe
- D368. Winston Anne Marie Zdobyć córkę pastora
- 0838.Winston Anne Marie Marzenia modelki
- Duquette Anne Marie Kowboj i dziewczyna
- Cordonnier, Marie Die Nacht mit Isabelle
- 372. Harlequin Romans Lee Miranda Najszczęśliwsza para pod słońcem
- Ferrarella Marie Przypadkowi znajomi
- Claudia Gray Wieczna noc 03 Ucieczka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
straciłam mężczyznę. I to nie jednego, lecz trzech. Trzech
wspaniałych mężczyzn. Z pewnością lepszych od ciebie. -
Spojrzała na niego znacząco. - Niestety, takie jest życie. Bez
względu na to, jak wielkie nieszczęścia na nas spadną, trzeba
umieć się podnieść i żyć dalej: - Zgarnęła z blatu plik kopert i
wróciła do sortowania. - Trzeba patrzeć w przyszłość i
doceniać to, co się ma. Rose miała wiele. - Przerwała na
chwilę, by spojrzeć przez ramię na ojca swoich wnuków. -
Miała trójkę dzieci, które ją kochały i bardzo jej potrzebowały.
Wolała jednak żyć przeszłością i widzieć wszystko w
czarnych barwach. To nie ty ją zabiłeś. Ona po prostu nie
chciała dalej żyć.
Podniosła kolejną kupkę listów i zaczęła powoli układać je
według adresów. %7ładne z wnucząt do tej pory nie zadzwoniło,
by poinformować ją o powrocie ojca. Sądziła więc, że Wayne
rozmawia z niÄ… jako pierwszÄ….
- Mam rozumieć, że przyjechałeś, bo chcesz naprawić
stosunki z dziećmi? - zapytała.
- Tak.
- To dobrze. Powinieneś przynajmniej spróbować się z
nimi porozumieć. Są jeszcze młodzi. Ale nie spodziewaj się
fajerwerków na swoją cześć. Z pewnością dużo wody upłynie,
zanim oswoją się z twoją obecnością.
Była pewna, że Max, April i June będą potrzebowali sporo
czasu, by się z tym uporać.
Cisza za plecami trwała tak długo, jakby Wayne wyszedł.
- Ursula, ja umieram. Lekarze dają mi pół roku. Może
trochę dłużej.
Jej ręce znieruchomiały na chwilę, podczas gdy umysł
przetwarzał złą nowinę. Wróciła energicznie do sortowania.
- Wszyscy umieramy, Wayne. Ty należysz do tych
nielicznych, którzy wiedzą mniej więcej, kiedy odejdą z tego
świata. Spójrz na to tak: masz nad nami przewagę. Pan Bóg
dał ci fory. - Wcisnęła list do przegródki, z której prawie się
już wysypywało. Gilhooly wyjątkowo długo nie odbiera
poczty. Chyba będzie musiała odesłać jego korespondencję.
Odkładając tę myśl na pózniej, odwróciła się i spojrzała na
zięcia, który w odstępie dosłownie dwóch minut zrzucił jej na
głowę dwie bomby. - No i kiedy już przejdziesz przez sąd
ostateczny, będziesz mógł przeprosić żonę. Mnie nie musisz.
Po raz pierwszy, odkąd przestąpił próg, na jego twarzy
pojawił się cień uśmiechu.
- Nie wiem, co powiedzieć...
- To nic nie mów. - Przerwała mu w pół zdania. Nie
potrzebowała jego przeprosin. Wolała, żeby skupił się na
pozostałych członkach rodziny. - Ja już doszłam z tym
wszystkim do ładu. Pogodziłam się z rzeczywistością. Można
powiedzieć, że z tobą też. Myślę, że powinieneś przede
wszystkim porozmawiać z dziećmi.
Na wzmiankę o dzieciach uśmiech zgasł na jego twarzy,
zanim jeszcze na dobre się pojawił.
- Widziałem się z June na cmentarzu.
June. A więc trafił na najbardziej porywczą z całej trójki.
- Cud, że jeszcze żyjesz. Nie wiesz nawet, jak bardzo
June przeżyła twoje odejście i śmierć matki. Była jeszcze
bardzo mała, a mimo to, a może właśnie dlatego wszystko
doskonale pamięta. - Dlatego jest to dla niej wciąż takie
bolesne, dodała w duchu. Małe dzieci potrzebują miłości
obojga rodziców, a ona miała tylko nas. Mnie, Maksa i April.
Wayne, zdaje się, czytał jej w myślach. W jego oczach
znów pojawiła się rozpacz. Opadł ciężko na krzesło. Splótł
przed sobą długie opalone palce, załamując je jak mały
chłopiec, który coś zbroił i nie wie jak wybrnąć z kłopotów.
- Jak mam ich przekonać, że naprawdę mi przykro? %7łe
żałuję tego, co zrobiłem.
Ursula wiedziała, że to nie będzie proste.
- Musisz zostać. Nie poddawać się, nawet jeśli pokażą ci
drzwi i nie będą chcieli z tobą rozmawiać. - A z początku tak
właśnie będzie. Niczego innego nie mógł się spodziewać. Miał
tak udręczoną minę, że postanowiła dodać mu trochę otuchy. -
Pamiętaj, że jesteś ich ojcem. Mają do ciebie żal, bo kiedyś cię
kochali. Najważniejsze, że nie jesteś im obojętny. Z gniewem
łatwiej walczyć niż z obojętnością.
Uznała, że dalszym gadaniem niczego nie zdziałają.
Potrzebował jakiegoś zajęcia. Czegoś, co wypełni mu czas i
pomoże na chwilę oderwać się od niewesołych myśli.
Spojrzała na ogromny wór listów u swoich stóp.
- Jak tam u ciebie z alfabetem? Chyba znasz, co?
- Znam. - W jego głosie pojawiła się nutka nadziei, jakby
uczepił się myśli, że skoro teściowa proponuje mu zajęcie, to
znaczy, że chce, by został.
- I bardzo dobrze. - Kopnęła worek w jego stronę.
Koperty rozsypały się po podłodze. - Chodz tu, niech będzie z
ciebie jakiś pożytek.
Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Natychmiast
wziÄ…Å‚ siÄ™ do roboty.
Od ponad dwudziestu minut Kevin tulił June w
ramionach, wsłuchując się w bicie jej serca. Najchętniej
leżałby tak do końca świata, ale wiedział, że prędzej czy
pózniej rzeczywistość ich dopadnie i będą musieli się
podnieść.
Ucałował ją w czubek głowy. Kochali się drugi raz i był
kompletnie wycieńczony.
- Nadal chcesz, żebym pogadał z twoim ojcem?
Wyślizgnąwszy się z łóżka, June sięgnęła po zmiętoszo -
ne ubranie.
- Nie powinnam cię w to wciągać. To wojna między mną
a nim. Sama muszę do niej stanąć.
Kevin usiadł i zaczął rozglądać się po podłodze za włas -
avmi ciuchami.
- Nie nazwałbym tego wojną. Z tego, co mówisz,
przyjechał, bo chce się z wami pogodzić.
Wsunęła ręce w rękawy koszuli tak gwałtownie, jakby
zamachnęła się, by kogoś uderzyć.
- Nie obchodzi mnie, czego on chce.
Odsunął jej ręce na bok i zaczął zapinać koszulę jak
małemu dziecku. Cały czas patrzył jej w oczy.
- To twój ojciec, June.
Dla niej to słowo zupełnie nic nie znaczyło.
- Ojciec, powiadasz? Mój, to po prostu facet, który akurat
był obecny w chwili poczęcia. Potrzeba chyba czegoś więcej,
żeby być ojcem, prawda? Ojciec nie zostawia żony i dzieci na
pastwę losu. Ojciec to ktoś, komu na tych dzieciach zależy.
Kevin nie mógł znieść bólu, w jej oczach. Aż za dobrze
wiedział jak bardzo musi teraz cierpieć.
- To, że ktoś zostaje ojcem, nie oznacza jeszcze, że jest do
tej roli przygotowany. %7łeby być dobrym ojcem, trzeba być
silnym. Niestety, ludzie bywają słabi.
Dziewczyna przesunęła ręką po włosach próbując uładzić
splÄ…tane pasma.
- Nie widzę związku. Co to ma w ogóle do rzeczy? -
zapytała zaczepnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]