do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Kingsley Maggie Nieoczekiwany powrót Zatoka goršcych serc 11
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 14 PowrĂłt syna
- Anderson Caroline Medical Duo 473 PowrĂłt buntownika
- M092. Wood Carol Powrót do Brideport
- Błażejewski, Michał J.R.R. Tolkien, Powiernik Pieśni
- J.R.R Tolkien Niedokonczone opowiesci t. 2
- Lucy Monroe Misterny plan
- Dzikowska Elśźbieta Czarownicy
- 05 Cook Robin Goraczka
- Szent bolondok Joanne Harris
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mieć drogę ucieczki w razie potrzeby, a częściowo dla wypadów w krainę za góra-
mi, gdzie po dziś dzień gobliny grasują po nocach, czyniąc wielkie szkody. Strze-
gą wyjścia nieustannie, dlatego nie udało się dotąd nikomu zatarasować go gła-
zami. Po ostatniej przygodzie będą strzegły swoich wrót jeszcze czujniej za-
kończył ze śmiechem.
72
Wszyscy roześmieli się z nim razem. Koniec końców stracili wprawdzie dużo,
ale zabili Wielkiego Goblina oraz mnóstwo jego poddanych i uratowali się wszy-
scy, mieli więc prawo uważać, że jak dotąd zwyciężyli.
Czarodziej przywołał ich jednak do rozsądku.
Trzeba zaraz ruszyć dalej, skoro trochę już odpoczęliśmy rzekł. Setki
goblinów puszczą się za nami w pogoń, gdy noc zapadnie; patrzcie, już się cie-
nie wydłużyły. Gobliny potrafią wywęszyć ślad nawet w kilka godzin po naszym
przejściu. Przed zmierzchem musimy znalezć się o wiele mil stąd. Jeśli pogoda się
utrzyma, będzie świecił księżyc, a to dla nas bardzo pożądane. Co prawda gobli-
nom księżyc nie przeszkodzi, ale nam pomoże, rozjaśniając drogę.
Tak, tak odpowiedział na pytania, którymi zasypał go hobbit. W lo-
chach gubi się rachunek czasu. Dziś mamy czwartek, a schwytani zostaliśmy do
niewoli w noc poniedziałkową czy raczej przed świtem we wtorek. Przeszliśmy
wiele mil i dotarli do samego serca góry, teraz zaś stoimy po drugiej stronie gór-
skiego łańcucha. Udało nam się wspaniale skrócić drogę! Ale znalezliśmy się w in-
nym miejscu, niżby nas wyprowadziła ścieżka, o wiele dalej na północ; mamy
przed sobą kraj trudny i niebezpieczny. Przy tym wciąż jeszcze jesteśmy dość wy-
soko. A teraz w drogÄ™!
Jestem okropnie głodny jęknął Bilbo uprzytamniając sobie nagle, że nic
w ustach nie miał od przedprzedwczorajszego wieczora. Nie macie pojęcia, co to
znaczy dla hobbita! %7łołądek miał pusty i zapadnięty, a nogi się pod nim uginały;
poczuł to dopiero teraz, gdy minęło napięcie.
Na to nie ma rady odparł Gandalf chyba że chciałbyś wrócić i grzecz-
nie poprosić gobliny, może ci oddadzą kucyka i bagaże.
Pięknie dziękuję, nie! rzekł Bilbo.
W takim razie musimy zacisnąć pasy i brnąć dalej; lepiej, bądz co bądz,
obejść się bez kolacji niż posłużyć goblinom za wieczerzę.
Bilbo w marszu wciąż rozglądał się pilnie, czy nie znajdzie się coś do zjedze-
nia, ale czarne jagody dopiero kwitły, orzechów tym bardziej jeszcze nie było ani
bodaj owoców na głogu. Skubnął tylko zdzbło szczawiu i popił wody z górskiego
potoczka, który przeciął im ścieżkę; niezbyt się tym pożywił.
Szli i szli wciąż naprzód. Górska ścieżka skończyła się wkrótce. Znikły zarośla,
wysokie trawy wśród głazów, kopce ziemi nad króliczymi norami, tymianek, szał-
wia, macierzanka i żółte skalne różyczki; wędrowcy znalezli się na szczycie roz-
ległego rumowiska, pozostałego widocznie po kamiennej lawinie. Kiedy zaczęli
schodzić w dół, spod stóp osuwały im się zrazu drobne kamyki i gruz, pózniej po-
toczyły się z łoskotem większe odłamki skalne, które spadając pchnęły inne, tak
że sunęły w dół w chmurze pyłu i z okropnym hukiem. Po chwili, jakby cały stok
73
nad nimi i pod nimi ruszył z miejsca, nasi wędrowcy, zbici w gromadę, zjeżdża-
li w dół w straszliwym zamęcie sypiących się, grzechoczących, huczących odłam-
ków skalnych i kamieni.
Uratowały ich drzewa rosnące u stóp rumowiska. Osunęli się na skraj sosno-
wego lasu wspinającego się po stoku; była to niejako przednia straż ciemnych,
gęstszych borów zalegających niżej położoną dolinę. Niektórzy objąwszy pnie
powyłazili na najniższe gałęzie, inni a między nimi mały hobbit znalezli za
drzewami schronienie przed kamiennymi pociskami. Wreszcie niebezpieczeństwo
minęło, lawina uspokoiła się, ostatnie już trzaski rozlegały się z rzadka, gdy naj-
większe z potrąconych głazów, podskakując i tocząc się, spadały między papro-
ciami i korzeniami sosen aż na dno doliny.
Zwietnie, to nam znów skróciło drogę rzekł Gandalf a nawet gobliny
tropiąc nasze ślady nie zdołają tędy zejść cichcem.
Możliwe mruknął Bombur za to bez trudu mogą nam zepchnąć kamie-
nie na głowy.
Krasnoludy (Bilbo też), wcale nie zachwycone, rozcierały siniaki na potłuczo-
nych Å‚ydkach i stopach.
Głupstwa mówisz! Zaraz się usuniemy z drogi lawinie. Ale żywo! Spójrzcie
na światło!
Słońce od dawna już skryło się za górami. Cienie wokół wędrowców rosły,
chociaż z oddali, poprzez drzewa i nad czarnymi czubami rosnących niżej sosen,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]