do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Peter Carroll Liber Null
- Beagle, Peter S The Folk of the Air
- 065.Thayer_Patricia_Czyje_to_dziecko
- 252. Field Sandra Razem dookośÂ‚a śÂ›wiata
- jayhawkbb Quarterback Sneak
- Gibson William śÂšwiatśÂ‚o Wirtualne(1)
- 259. Buck Carole Badz jego swiatlem
- BśÂ‚aśźejewski, MichaśÂ‚ J.R.R. Tolkien, Powiernik PieśÂ›ni
- Korolec Bujakowska Halina Mój chłopiec motor i ja
- Hitchcock Alfred Tajemnica taśÂ„czć…cej beczki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- charloteee.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to niemałego wysiłku fizycznego, ale jakoś szło.
Marny przypatrywała mi się z powątpiewaniem. Potem na dany znak pomogła mi usiąść z
powrotem na fotelu i zabrała kulę.
W porządku stwierdziłem. A teraz... w drogę!
Marny poszła przodem, a ja jechałem za nią. Mijając stolik, zabrała stojącą na nim butelkę
whisky i postawiła obok mnie na fotelu.
Coś mi się wydaje, że nam się to przyda powiedziała. Poprowadziła mnie przez
bibliotekę na taras, a potem żwirowaną
ścieżką wiodącą do garażu.
W świetle księżyca doskonale widzieliśmy całe otoczenie, a ponieważ garaże znajdowały się
po innej stronie domu niż pokoje Seleny i pani Friend, istniało małe ryzyko, że je zbudzimy.
Marny wyprowadziła wóz z garażu. Przy jej pomocy i opierając się na kuli zdołałem jakoś
wśliznąć się na przednie siedzenie. Marny podała mi whisky, umieściła kulę z tyłu, a potem
odsunęła mój inwalidzki fotel w cień, gdzie nikt nie mógł go zauważyć, nawet gdyby po naszym
odjezdzie zaglądał do garażu.
Wreszcie wsunęła się za kierownicę i spojrzała na mnie pytająco.
Wszystko w porządku oświadczyłem.
Marny ostrożnie wykręciła na żwirowanym parkingu i wyjechała na podjazd. %7ładne z nas nie
przemówiło słowa, gdy wóz znalazł się na starej, nie używanej drodze, wiodącej w kierunku
samotnych, dalekich gór.
Zacząłem teraz myśleć jaśniej i spokojniej. Zrozumiałem, że niebezpieczeństwo grożące mi ze
strony Gordy'ego nie jest tak grozne, jak to sobie początkowo wyobrażałem. Plan ich polegał na
tym, by mnie zgładzić ukradkiem, ale w taki sposób, żeby inspektor Sargent nie miał żadnych
wątpliwości, że to samobójstwo. Innymi słowy, Gordy nie mógł mnie zastrzelić, zwłaszcza w
obecności Marny. Po wciągnięciu jej do sprawy miałem lepsze samopoczucie. Moja walka z
Gordy'm będzie raczej walką na inteligencję.
Droga wydawała mi się bez końca. Byliśmy w tej części południowej Kalifornii, gdzie po
opuszczeniu ostatnich domostw człowiek znajduje się na innej planecie. Po obu stronach drogi
ciągnęły się zarośla, a przed nami nagie góry, przypominające szkielety przedpotopowych
zwierzÄ…t.
Tu gdzieś jest niewielki wąwóz powiedziała w pewnej chwili Marny. Tutaj ten facet
miał plantację avocado.
Dojeżdżamy już?
Tak.
ZgaÅ› reflektory.
Kilka minut jechaliśmy tylko przy świetle księżyca. Wkrótce droga skręciła w lewo.
To tu orzekła Marny.
Dojechaliśmy do wlotu niewielkiego kanionu. Przed nami bielały w świetle księżyca
niewyrazne zarysy jakiegoÅ› budynku.
Zaparkuj tutaj. Lepiej, żeby nas nie usłyszał.
Czy dasz radę przejść taką odległość o kuli?
MuszÄ™.
Natrafiliśmy na gęstą kępę krzaków. Marny skręciła z drogi i ukryła wóz. Wysiadła, podała mi
kulę i wyjąwszy kluczyk ze stacyjki schowała do czarnej skórzanej pochewki, którą trzymała w
tej ręce co latarkę. Podsunąłem sobie kulę pod pachę, a Marny pomogła mi wysiąść. W świetle
księżyca jej twarz była blada i pełna napięcia.
Jesteś naprawdę szalony, upierając się iść z tą kulą powiedziała zaniepokojona.
Zabijesz siÄ™!
Poklepałem ją po ręce.
Nic się nie martw. I proszę cię, rób to, co ci powiem. Czeka nas nie lada próba!
Zaczęliśmy posuwać się razem pomaleńku, dróżką prowadzącą do domu. Marny podpierała
mnie z prawej strony, co mi bardzo pomagało. Białe zarysy domu zrobiły się wyrazniejsze
odróżniałem już duży, stary budynek i przylegający do niego mniejszy.
To garaż szepnęła Marny. Tylna część domu została przerobiona na garaż.
Wszystkie okna były ciemne. Dom wyglądał jak wymarły. Zdawało się, że od lat nie stanęła tu
ludzka stopa. Podeszliśmy jeszcze bliżej. Zmurszały, drewniany płot oddzielał dziedziniec od
otaczającej go dookoła dzikiej okolicy. W płocie widać było małą, wyrwaną z zawiasów furtkę i
szeroką wyrwę stanowiącą wjazd do garażu.
Najpierw garaż szepnąłem.
Ominęliśmy żwirowany podjazd; na trawie moja kula nie robiła żadnego hałasu. W ten sposób
dobrnęliśmy do garażu. Podwójne drzwi były zamknięte. Marny zdołała rozsunąć je ostrożnie na
tyle, że mogła się przez nie przecisnąć do środka. Odwróciła się i pomogła mnie. W garażu
panowała zupełna ciemność, pachniało stęchlizną i kurzem.
Latarka szepnÄ…Å‚em.
Snop światła oświetlił garaż. Przed nami stał samochód. Nowy, ciemnoniebieski kabriolet,
jakiego się trudno było spodziewać w tym opuszczonym domostwie. Marny wydała stłumiony
okrzyk.
To wóz Gordy'ego powiedziała. Ten, którym wyjechał z domu!
Podeszła od przodu i przez okna oświetliła wnętrze auta. Podążyłem za nią. W stacyjce tkwiły
jeszcze kluczyki. Wóz jednak był pusty. Marny odwróciła się.
Miałeś rację. Gordy musi być w tym domu... Głos jej się załamał. Co teraz
zrobimy?
W oknach nie widać żadnego światła. Albo śpi, albo jest pijany. Ile drzwi jest w tym
domu?
Jedne frontowe, drugie od tyłu.
A ile pokoi?
Kuchnia, salonik i sypialnia. W sypialni jest stary tapczan.
Wiesz, które okna? Skinęła twierdząco.
Doskonale.
Co teraz zrobimy? spytała znowu.
Upewnimy się, czy jest w domu. Jeżeli śpi i nie zbudziliśmy go, to tym lepiej.
A co potem?
Potem rzuciłem ponuro przekonasz się, że twój brat jest zbrodniarzem, a bratowa
zbrodniarkÄ…. Boisz siÄ™?
Ręka Marny znalazła w ciemności moje ramię i mocno je ścisnęła. Zgasiła latarkę i powoli
zaczęła wysuwać się z garażu. Pokuśtykałem za nią.
Szła przede mną, okrążając garaż i kierując się ku tyłom domu. Przy świetle księżyca
odróżniłem trzy ciemne okna i majaczące w gęstym cieniu drzwi. Marny podeszła do ostatniego
okna z lewej strony. Zajrzeliśmy do środka.
Padające przez szyby światło księżyca ukazało nam niewielki, skąpo umeblowany pokój. Pod
jedną ścianą stał stary, zniszczony tapczan, a na nim rzucony niedbale materac. Nikt na nim nie
spał. Nie było też widać żadnej pościeli. Jakby nikt nawet nie zbliżał się do tapczanu od czasu
opuszczenia domu przez ostatniego właściciela. Przeszliśmy do okna kuchennego, a potem do
ostatniego okna, przez które zobaczyliśmy nie umeblowany salonik. Trzy okna pozwoliły nam
obejrzeć wnętrze całego domu. Jedno było pewne: nie ma tam ani Gordy'ego, ani nikogo innego.
W garażu stoi jego wóz odezwała się Marny. Nie mógł odejść nigdzie daleko. Jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]