do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
- Anthony, Piers Titanen 02 Die Kinder der Titanen
- Laurie Marks Elemental Logic 02 Earth Logic
- Forgotten Realms Elminster 02 Elminster in Myth Drannor # Ed Greenwood
- 023. Roberts Nora Księstwo Cordiny 02 Gościnne występy
- Diana Palmer Long tall Texans 02 Biała suknia
- Cat Adams [Blood Singer 02] Siren Song (pdf)
- Bonnie Dee [Magical Menages 02] Vampire's Consort (pdf)
- Angelsen Trine CĂłrka morza 02 WrĂłg nieznany
- Schone Robin Erotic romance 02 Kobieta Gabriela
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quentinho.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Roześmiała się, a on wiedział, po prostu wiedział, że ona się śmieje z
niego.
- Ty kretynie, to Bryan. Mój brat. Przyjechał z... niezaplanowaną
wizytÄ… do domu.
Cory'ego ogarnęła taka ulga, że aż osunął się na barierkę. Jak to
dobrze, że nie mogła tego widzieć.
- Widziałem, jak grał przeciw Ravenom. To było niesamowite. -
Zamilkł na chwilę. - No, aż do faulu w czwartej kwarcie. A jak on się
teraz miewa?
- Dobrze. - Ta ostra odpowiedz go zaskoczyła. - Przekażę mu
pozdrowienia od ciebie.
- Dzięki. I... em... przeproś go za...
- Za to, że byłeś sobą? - zapytała oschle.
Sam się zdziwił, że się uśmiechnął. To zadziwiające, co potrafił
sprawić jej głos.
- Mniej więcej.
- Dobra - westchnęła jeszcze raz. - Będę u ciebie za chwilę, dobra?
Już chciał powiedzieć, żeby sobie darowała. Spotkanie po północy,
biorąc pod uwagę ich... temperament... oznaczało prostą drogę do
katastrofy. Kiedy dowie się, jak bardzo chciał przekroczyć jej granice...
nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego.
Może właśnie tego mu było trzeba.
- Będę czekał. - Rozłączył się i podszedł do biurka. Złapał piwo i
wrócił na balkon. Przynajmniej galaktyki wciąż miały sens.
Wrogo-przyjaciele pomagający wrogo-przyjaciołom. Po północy.
Sam na sam w eleganckim apartamencie. Chociaż była jak najbardziej
za, to pocałowanie Cory'ego w poniedziałek dowiodło, że jej dobry
uczynek może pozbawić ją nie tylko majtek. Najwyrazniej ich gorące
spotkanie, przez które trafili do plotkarskiej rubryki, nie było
wystarczającym ostrzeżeniem.
Lecieć na faceta to jedno. Był pociągający. I to bardzo. Ale zakochać
się w nim albo chociaż dopuścić do tego, by pojawiła się taka
możliwość...
Odbiło jej...
Kompletnie odbiło jej na punkcie Cory'ego i jego pocałunków. Jeśli
znów ich wobec niej użyje, to pewnie nawet zgodzi się wysłuchać, do
czego to ich doprowadzi. I właśnie dlatego nie było sensu unikać go
przez cały tydzień. Czemu miałaby się bać tego, dokąd ich to
zaprowadzi? Była doświadczoną, świadomą swojej seksualności
kobietą. Wszystko, co mogło się między nimi wydarzyć, będzie jej
decyzją. I będzie się przy tym doskonale bawić.
Bez względu na to, czy mówił serio o tych perwersyjnych akcjach,
zacisnęła wokół serca teflonową osłonkę bezpieczeństwa i była
gotowa. Naprawdę potrzebowała odmiany po wieczorze spędzonym z
bratem. Widać było, że jej starszy
brat cierpi z powodu urazu znacznie bardziej, niż chce się przyznać, a
ona wychodziła z siebie z przejęcia. Nie lubiła się tak denerwować.
Elegancki portier wpuścił Vicky do budynku Cory'ego o fallicznym
kształcie, a sam właściciel wpuścił ją na górę. Naprawdę prawie się nie
denerwowała. Nie trzęsła ani nic. A ta gęsia skórka to przecież efekt
chłodnego wieczoru, a nie strach przed tym, co może się wydarzyć z
Corym.
A co nie.
Gdy Cory nie zareagował na pukanie, sięgnęła do klamki. Drzwi
otworzyły się, a ona musiała zapanować nad wrażeniem, że wchodzi w
puchatą jaskinię lwa. Zacisnęła ręce i weszła do środka. Ciemności
rozpraszały tylko kinkiety na ścianach, a z ukrytych głośników sączyła
się muzyka Beethovena. Jej buty zatonęły w gęstym,
krwistoczerwonym dywanie. Czuła jego wodę kolońską o zapachu
sosny i korzeni. Była czujna.
Rozejrzała się po wykwintnym wnętrzu, zobaczyła różne obrazy,
rzezby i bogato zdobione meble, aż jej wzrok padł na drzwi balkonowe
po drugiej stronie salonu.
Cory opierał się o barierkę. Miał na sobie tylko czarne spodnie. Stał
boso, z gołym torsem.
Cholera, był taki cholernie pociągający.
Jakie on miał plecy. Same mięśnie i gładka złocista skóra. Dzięki
swoim włoskim korzeniom od strony ojca nigdy nie robił się blady. To
opalone ciało przyciągało ją, niczym ćmę.
Jego plecy zdawały się składać z samych mięśni. Boże, jak chciała
zbadać każdy ich załamek palcami. Językiem. Wsuwając dłonie w te
gęste, ciemne włosy, przejechałaby zębami wzdłuż jego kręgosłupa,
nie przestając, dopóki by nie zadrżał. O ile w ogóle. Tak doskonale nad
sobą panował. Co by go złamało?
Odwrócił się, a ona aż jęknęła. Jego sześciopak i potężne ramiona
dowodziły, ile ćwiczył i jak wiele skrywał pod tymi
idealnie skrojonymi garniturami. Nie chciała patrzeć niżej.
Naprawdę. Ale poniżej gumki tych jedwabnych spodni ujrzała zarys
jego pozostałych atutów. I znów ją zatkało.
Cory Santangelo pociągał ją już dawno. A teraz, gdy ujrzała, a także
poczuła wyraznie, czym mógł działać, popadła w poważne problemy.
Ten penis to marzenie każdej kobiety. A zwłaszcza jej.
- Widzisz coÅ› interesujÄ…cego?
W pierwszej chwili nie dotarło do niej, że się odezwał. Wciąż się
gapiła i próbowała się nie ślinić. Z marnym skutkiem. W końcu jego
seksowny uśmiech przebił się przez żądzę przyćmiewającą jej myśli.
- Chłodno ci?
- Nie, ale dzięki, że pytasz. - Znała go na tyle dobrze, że słyszała,
kiedy był zadowolony, nawet gdy się nie odzywał. - Boisz się, że mogą
mi zamarznąć jakieś elementy? Istotne elementy?
Nie zarumieniła się tylko dzięki silnej woli.
- Nie pochlebiaj sobie.
- Ależ schlebiłeś mi już dość swoim zachowaniem. Oczy pociemniały
mu zmysłowo.
- MogÄ™ tak dalej tygodniami.
- Pokaż mi coś więcej, a zrobimy z tego miesiące. Jeśli sądził, że
zniechęci ją swoim nagłym zwrotem na
wody seksu, to się mylił. Nieśmiałość nie leżała w jej naturze. Chętnie
ściągnęłaby mu te spodnie i pokazała, jak bardzo docenia jego ciało w
sposób, którego by nigdy nie zapomniał.
A co, jeśli zle zrozumiała jego zachowanie? Może nie żartował,
mówiąc o swoich przedziwnych seksualnych oczekiwaniach, co by jej
nie przeszkadzało, gdyby nie pracowali razem nad katalogiem. Ta
praca była dla niej ważna i nie chciała narazić jej na szwank. Ani ich
dziwnej przyjazni.
Nim zdążyła zagłębić się w te rozważania, ujrzała na biurku obok
niego zeszyt i lornetkÄ™. Co u licha?
- Zledzisz ludzi?! - zawołała. - To dlatego chciałeś apartament na
ostatnim piętrze? No, oczywiście poza blichtrem.
- Myślisz, że siedzę tutaj i obserwuję ludzi?
- Nie ludzi. Kobiety. - Podbiegła do barierki.
Naprzeciwko był szykowny budynek. Mnóstwo interesujących okien
do zaglądania, zwłaszcza jeśli miało się mocną lornetkę i chęci.
Jego śmiech uderzył ją niczym obuchem.
- Przejrzałaś mnie. Widzisz ten zeszyt? - Machnął jej nim przed
[ Pobierz całość w formacie PDF ]