do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Kyle Susan Gdy wybije północ (Po północy)
- 403. Crosby Susan Pokusa
- Howatch Susan Weekend w Londynie
- Courths Mahler Jadwiga Skradzione śźycie(1)
- Dick Philip Prawda póśÂ‚ostateczna
- Wesoła szkoła 2 Matematyka CzęÂść 2 Jadwiga Hanisz
- Aus Politik und Zeitgeschichte
- Christie Agatha Brzemić™
- 131 Marinelli Carol Rozmowa w Rzymie
- JAS Droga w śÂšwiaty NadzmysśÂ‚owe Radśźa Joga nowoczesna
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- quentinho.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
małego, z bezwładnymi nogami. Krzyczy. Penryn!
Paige! podskakuję i biegnę za nimi. Pędzę na ślepo poprzez krew która teraz sięga mi
już kostek i nadal się podnosi.
Ale bez względu na to jak mocno biegnę, nie mogę zbliżyć się do niej, gdy potwory unoszą
moją maleńką siostrę w nadciągającą z nad przeciwka ciemność.
Rozdział dwudziesty czwarty
Gdy otwieram oczy pstrokaty strumień światła przesącza się przez szybę. Jestem sama w
tym co kiedyś było śliczną sypialnią w wysokimi sufitami i łukowatymi oknami. Moja pierwsza
myśl to taka ,że Raffe znowu mnie zostawił. Panika wzbiera mi w żołądku. Ale jest już dzień i
poradzę sobie sama w świetle dnia, prawda? I wiem ,że muszę kierować się do San Francisco, jeśli
wierzyć temu co mówił Raffe. Daje temu 50% szans.
Wypadam z pokoju, na korytarz, potem do salonu. Z każdym krokiem strząsam z siebie
resztki mojego koszmaru, pozostawiając go za sobą, w ciemności, tam gdzie być powinien.
Raffe siedzi na podłodze, rozpakowując mój plecak. Poranne słońce pieści jego włosy,
podkreślając pasma mahoniu i miodu ukryte wśród czerni. Mięśnie moich ramion relaksują się, a
ich napięcie ulatnia na jego widok. Podnosi wzrok, spoglądając na mnie, jego oczy w tym miękkim
świetle są jeszcze bardziej niebieskie niż kiedykolwiek wcześniej.
Przez moment spoglądamy na siebie, nie mówiąc ani słowa. Zastanawiam się co widzi gdy
tak obserwuje mnie stojącą w strumieniu złotego światła przenikającego przez okna.
Pierwsza odwracam wzrok. Moje oczy wędrują po pokoju w wysiłku znalezienia czegoś
innego na co mogłabym patrzeć i natrafiam na rząd fotografii stojących na kominku. Podchodzę
tam aby znalezć sobie do roboty coś innego niż stanie w skrępowaniu pod jego spojrzeniem.
To zdjęcia całej rodziny, w komplecie z mamą, tatą i dziećmi. Na pierwszym są razem na
stoku narciarskim, opatulenie ciepłymi kurtkami, wyglądający na szczęśliwych. Na kolejnym widać
sportowe boisko ze starszym chłopcem w stroju futbolisty, przybijającym piątkę z ojcem. Podnoszę
to które pokazuję dziewczynę w balowej sukni, uśmiechającą się do aparatu ze słodkim chłopakiem
w smokingu u boku.
Ostatnie zdjęcie przedstawia małe dziecko zwisające do góry nogami z gałęzi drzewa.
Włosy mu sterczą i pokazuję w uśmiechu dwa brakujące zęby.
Idealna rodzinka w idealnym domu. Rozglądam się po tym co kiedyś musiało właśnie takim
domem być. Jedno z okien jest rozbite i deszcz odbarwił drewnianą podłogę w dużym półkolu
przed nami. Nie jesteśmy tu pierwszymi gośćmi, o czym świadczą dowody w postaci
porozrzucanych gdzie nie gdzie papierków po cukierkach.
Moje spojrzenie wędruję z powrotem do Raffe'a. Wciąż obserwuje mnie tymi swoimi
niezgłębionymi oczami.
Odkładam fotografię na miejsce. Która godzina?
Przed południe. wraca do przekopywania się przez mój plecak.
Co robisz?
Pozbywam się rzeczy których nie potrzebujemy. Obadiasz miał rację, powinniśmy lepiej
się spakować. wyrzuca garnek na drewnianą podłogę, ten kreci się przez chwilę po czym
zatrzymuje.
To miejsce jest całkowicie wyczyszczone z jedzenia, do ostatniego okrucha mówi.
Ale jest woda. podnosi dwie napełnione butelki. Znalazł dla siebie zielony plecak i teraz
umieszcza tam jedną z butelek, drugą wkłada dla mnie.
Chcesz zjeść śniadanie? potrząsa torbą kociego żarcia którą nosze w plecaku.
Aapię garść suszonych kulek w drodze do łazienki. Marzę o prysznicu ale czułabym się zbyt
podatna na zranienie gdybym się teraz rozebrała do naga i namydliła, więc decyduje się na mało
satysfakcjonujące, obmycie miejsc wokół moich ubrań. Przynajmniej udaje mi się umyć porządnie
twarz i wyszczotkować zęby. Związuje włosy w kucyk i nasuwam na głowę ciemną czapkę z
daszkiem.
Zapowiada się kolejny długi dzień i tym razem, będziemy na słońcu. Moje stopy są obolałe i
zmęczone i żałuję ,że spałam w butach. Ale wiem dlaczego Raffe nie zawracał sobie głowy
ściąganiem ich i jestem mu za to wdzięczna. Nie uciekłabym za daleko bez butów gdybym była
zmuszona biegać po lesie.
Do czasu gdy wychodzę z łazienki Raffe jest już gotowy do drogi. Włosy ma mokre,
opadają mu na ramiona, twarz jest czysta, nie ma już na niej śladów krwi. Wątpię ,że brał prysznic
częściej niż ja ale jakoś udało mu się wyglądać świeżo, o wiele świeżej niż ja się czułam.
Nie ma na nim żadnych widocznych blizn ani ran. Zmienił swoje zakrwawione jeansy które
nosił wczoraj na parę bojówek które zaskakująco dobrze opinają krzywizny jego ciała. Znalazł
również T shirt z długim rękawem w kolorze który podkreśla błękit jego oczu. Jest trochę za ciasny
w jego szerokich ramionach i luzny na wysokości tułowia ale jakoś udaje mu wyglądać w nim
całkiem nie zle.
%7łałuję ,że nie mogę pozwolić sobie na przejrzenie garderoby tego domu, ale nie mam czasu
do stracenia. Nawet jeśli Obi i jego ludzie nas nie szukają, Paige potrzebuje ratunku tak szybko jak
to tylko możliwe.
Gdy kierujemy się do wyjścia z domu zastanawiam się jak daje sobie radę moja matka.
Jakaś część mnie martwi się o nią, inna część cieszy się ,że się od niej uwolniłam, ale wszystkie te
części czują takie same poczucie winy z powodu tego ,że odpowiednio się nią nie zajęłam. Ona jest
jak ranny, dziki kot. Nikt nie może się tak naprawdę nią zająć, chyba ,że zamknie ją w klatce.
Znienawidziłaby to, i ja też. Mam tylko nadzieję ,że udaje jej się trzymać z daleka od ludzi.
Zarówno dla jej dobra jak i dla dobra tych ludzi.
Raffe natychmiast skręca w prawo jak tylko opuszczamy dom. Ruszam za nim z nadzieją ,że
wie dokąd zmierzamy. W przeciwieństwie do mnie, nie idzie sztywno ani też nie kuleje. Wydaje mi
się ,że przyzwyczaił się do tego ,że porusza się teraz na nogach. Nie mówię nic na ten temat, bo nie
chcę mu przypominać ,że chodzi zamiast latać.
Mój plecak jest o wiele lżejszy. Nie mamy co prawda niczego co nadawałoby się do
obozowania na zewnątrz ale czuję się lepiej wiedząc ,że w razie co mogę biec szybciej. Czuję się
również lepiej mając przy pasku nowy składany nóż. Raffe gdzieś go znalazł i dał mi gdy
wychodziliśmy. Znalazłam również kilka noży do steków i wsunęłam w buty. Ktokolwiek tu
mieszkał lubił steki. Są naprawdę dobrej jakości, wykonane z niemieckiej stali. Wystarczyło ,że raz
wzięłam je w dłonie a już nigdy nie chcę robić niczego tymi zwyczajnymi z drewnianą rączką.
To piękny dzień. Niebo nad nami jest nasyconym błękitem a powietrze jest chłodne ale
przyjemne.
Chociaż poczucie spokoju nie trwało długo. Mój umysł wkrótce wypełnia się obawami o to
co może ukrywać się w tym lesie, jak również o to czy Obi i jego ludzie na nas polują. Gdy tak
idziemy wzdłuż wzgórza dostrzegam błysk jakiejś luki między drzewami, w miejscu w którym
musi być droga.
Raffe zatrzymuje się przede mną, i rusza po chwili. Podążam za jego śladem, wstrzymując
oddech. A wtedy to słyszę.
Ktoś płaczę. To nie załamane zawodzenie kogoś kto właśnie stracił członka rodziny.
Słyszałam ich tyle w ciągu ostatnich tygodni ,że wiem dokładnie jak brzmią. Nie ma żadnego szoku
czy zaprzeczenia w tym dzwięku, tylko czysty żal i ból akceptacji przyjęcia tego żalu na
wieloletniego życiowego towarzysza.
Raffe i ja wymieniamy spojrzenia. Co bezpieczniejsze? Pójść w górę w kierunku drogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]