do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Quinn Cari Miłość jest konieczna 02 Romans nie jest konieczny
- Burnes Caroline Czytadło na lato Miłosne intrygi Kołysanka dla Daw
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 58 Pustynne namiętności
- Brashear Jean Marchand 07 Późna miłość
- 0976. Harper Fiona Melodia miłości
- Cartland Barbara Znak miłości
- 06. Schuler Candace Wbrew zasadom
- Bunsch Karol PP 10 Zdobycie KośÂ‚obrzegu
- 13_Mortimer Carole Zamek na wrzosowisku
- Frederik Pohl & C. M. Kornbluth Search the Sky
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anusiekx91.opx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miny nie pozostawiały wątpliwości, jaki jest cel tej wyprawy.
Claire przysunęła się do połyskującej poręczy z orzechowego drewna i właśnie zastanawiała się, czy ją w
ogóle zauwa\yli, gdy Nikki odwróciła się, by sprawdzić, czy nikt ich nie obserwuje z holu - i
znieruchomiała.
- Pierce. - Szarpnęła mę\a za rękę. Rozejrzał się wokoło.
- Och, Claire, cześć. Co słychać?
- Dziękuję, wszystko w porządku - odparła Claire z uśmiechem. Młodszy z jej dwóch braci zapominał o
dobrych manierach, kiedy ulegał niepohamowanemu apetytowi na \onę. Na tym między innymi polegał jego
urok. - A co u ciebie?
- Jak dotąd - rzucił spojrzenie na zapłonioną Nikki - wszystko szło jak najlepiej.
Zbli\ył się do siostry i pocałował ją w policzek.
- CieszÄ™ siÄ™, \e ciÄ™ widzÄ™, Claire.
- Mnie te\ miło widzieć was oboje. - Claire równie czule pocałowała brata. - Ale właściwie co tu robicie?
Przeglądałam wczoraj raporty produkcji i wynika z nich, \e zdjęcia do Stworzonych dla siebie mają
potrwać jeszcze przynajmniej dwa tygodnie. Czy nie powinniście być w Toronto? W pracy?
- Och, Claire, daj spokój. Nie bądz taka zasadnicza. Jesteśmy na przyjęciu.
18
- Przyjechaliśmy tylko na weekend - pospieszyła z wyjaśnieniem Nikki, kierując w stronę mę\a
piorunujÄ…ce spojrzenie. - Prawda, Pierce?
Głębokie, cię\kie westchnienie Pierce a miało świadczyć o godnym po\ałowania losie pantoflarza.
- Tak, kochanie.
Obie panie roześmiały się.
- No to wracajcie do swoich zajęć - powiedziała Claire. - A ja pójdę zobaczyć, co się dzieje w ogrodzie.
Pierce miał ju\ iść na górę, gdy Nikki pociągnęła go za rękaw, wskazując głową w kierunku Claire.
- Co? Jej to nie przeszkadza. O Jezu - jęknął. Zza zakrętu schodów wyłonili się Tara i Gage. - To ju\
koniec.
- Chyba nie zdą\ycie powiedzieć dzieciom dobranoc - odezwał się Gage. Wesołe błyski w jego oczach
wyraznie wskazywały, \e ma na myśli zupełnie co innego.
- Za trzy godziny trzeba będzie karmić Chloe. A Beau zawsze przy tej okazji się budzi. - Gage objął
ramieniem Nikki i zaczął sprowadzać ją i \onę po schodach. - Wtedy będziecie mogli ich zobaczyć.
Pierce z komicznym grymasem rozczarowania podał ramię Claire, która ujęła je ze śmiechem. Zeszli na
dół za resztą rodziny.
Limuzyna wioząca Rafe a zwalniała na długim, ciągnącym się łukiem podjezdzie. Rafe wytrzeszczył oczy
na widok, jaki mu się ukazał. Miał przed sobą budowlę przypominającą do złudzenia stary, normandzki
zamek. Front budynku był wyło\ony szarymi kamieniami, pomiędzy którymi połyskiwały ozdobione
witra\ami okna. Surowość muru przysłaniały pędy bluszczu pnącego się a\ pod sam dach. Dwa olbrzymie,
kamienne lwy strzegły okazałego portalu. Dwaj odzwierni w uniformach stali gotowi na ka\de skinienie.
Samochód stanął, lecz Rafe nie wysiadał. Czuł bowiem, \e potrzebuje trochę czasu, by wziąć się w garść.
Trudno mu było przyznać się przed samym sobą do ogarniającego go niepokoju. Przesunął dłonią po
brodzie, sprawdzając, czy jest dostatecznie gładka, poprawił spinki, badając równocześnie, czy mankiety
wystają z rękawów marynarki na obowiązującą długość. Wreszcie dotknął szpilki z onyksem, zdobiącej
wykrochmalony gors koszuli i dopiero wtedy sięgnął do klamki. Gdy tylko wysiadł, jeden z odzwiernych
otworzył masywne, szerokie odrzwia. Idąc ku nim kamiennymi schodami, Rafe pokręcił kpiąco głową -
niewykluczone, \e usłyszy witające go na progu fanfary.
Tymczasem z holu wybiegł mu naprzeciw melodyjny, kobiecy śmiech.
Zmiech Claire.
Uniósł głowę i zobaczył obraz, za którego uwiecznienie ka\dy szanujący się fotoreporter oddałby duszę.
Sam Rafe nie potrafiłby lepiej zaaran\ować sceny symbolizującej świetność Hollywoodu, ni\ to zrobiła
rodzina Claire, schodząca właśnie w dół po szerokich schodach.
Ka\dy z jej członków z osobna nie robił tak oszałamiającego wra\enia, lecz razem tworzyli zespół gwiazd
Hollywoodu, który byłby w stanie rozjaśnić całe Los Angeles.
Bracia podobni byli do siebie z postawy - wysocy, o szerokich ramionach i smukłych sylwetkach, świetnie
prezentowali się w wieczorowych strojach. Pierce był bardziej efektowny. Miał gęste, jasne, falujące włosy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]