do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Anne McCaffrey Cykl JeĹşdĹşcy smokĂłw z Pern (01) JeĹşdĹşcy SmokĂłw
- Graham Masterton Cykl Manitou (1) Manitou
- Juliusz Verne Cykl Robur (1) Robur Zdobywca (KrĂłl przestworzy)
- Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (05) Próba ognia
- Bujold Lois McMaster Cykl Barrayar 01 Strzępy honoru
- Frederic Pohl Cykl Saga o Heechach (4) Kroniki HeechĂłw
- Anne McCaffrey Cykl WieĹźa i Ul (3) Dzieci Damii
- Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyło
- Margit Sandemo Cykl Opowieści (08) Uprowadzenie
- Bernard Veale [Frederick Huntsman 01] Read My Lips (retail) (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sądzisz, że zawahaliby się przed zabiciem ciebie, gdyby mieli choć cień podejrzenia, że
skontaktowałeś się z nami? Oni zdają sobie sprawę, że możesz sam, w pojedynkę, zmienić
cały układ sił na tej planecie. Przeciętny śmieciarz uważa nas za istoty stojące tylko o stopień
wyżej od zwierząt, ale ich przywódcy nie są tacy głupi. Wiedzą, czego chcemy i czego nam
trzeba. Zapewne mogliby nawet odgadnąć, o co zamierzam cię teraz poprosić. Pomóż nam,
Jasonie dinAlt. Wróć między te ludzkie świnie i kłam. Mów, że nigdy z nami nie
rozmawiałeś, że ukrywałeś się w lesie i my cię zaatakowaliśmy, a wtedy ty musiałeś strzelać
do nas, żeby się uratować. Aby poprzeć twoje słowa, dostarczymy zwłok kogoś, kto niedawno
zmarł. Postaraj się, żeby ci uwierzyli, a kiedy uznasz, że ich przekonałeś, mniej się nadal na
baczności, bo będą cię obserwowali. Pózniej powiedz, że skończyłeś pracę i możesz wracać.
Wydostań się bezpiecznie z Pyrrusa na inną planetę, a mogę ci obiecać, co tylko chcesz we
wszechświecie. Będziesz miał, co tylko zechcesz. Pieniądze, władzę...w s z y s t k o. To jest
zasobna planeta. Zmieciarze wydobywają kruszec i sprzedają, ale my moglibyśmy to robić
znacznie lepiej. Sprowadz tu pojazd kosmiczny i wylÄ…dujcie byle gdzie na kontynencie. My
nie mamy miast, ale nasi ludzie wszędzie mają farmy, znajdą cię. Stworzymy własny handel...
bez pośrednictwa. Tego właśnie pragniemy wszyscy i gotowi jesteśmy podjąć wszelki trud,
aby to osiągnąć. I ty zrealizujesz nasze pragnienia. Damy ci, co tylko zechcesz. To nasza
obietnica, a my nie Å‚amiemy obietnic.
Wielkość i znaczenie sprawy, którą Rhes przedstawił, wstrząsnęły Jasonem. Wiedział, że
Rhes mówi prawdę i że wszystkie zasoby mineralne planety stałyby się jego własnością,
gdyby tylko poprosił. Przez chwilę czuł pokusę, aby to uczynić, delektując się myślą, jak by to
było wspaniale. I zaraz zdał sobie sprawę, że byłby to tylko półśrodek, w dodatku lichy.
Gdyby ci ludzie mieli siłę, jakiej pragną, usiłowaliby przede wszystkim zniszczyć
mieszkańców miasta. Wynikłaby krwawa wojna domowa, która prawdopodobnie skończyłaby
się zgubnie dla obu stron. Rozwiązanie, które proponował Rhes, było dobre... ale tylko
połowiczne.
Jason musiał znalezć lepsze. Takie, które zakończy wszelkie wojny na planecie i pozwoli
obu grupom żyć w pokoju.
- Nie zrobię nic, co mogłoby zaszkodzić twoim ludziom, Rhesie... i postaram się uczynić, co
tylko w mojej mocy, żeby im dopomóc - przyobiecał Jason.
Ta połowiczna odpowiedz zadowoliła Rhesa, który potrafił ją zinterpretować w jeden tylko
sposób. Resztę ranka spędził przy komunikatorze, wydając różne dyspozycje w związku ze
zwożeniem żywności na punkt wymiany handlowej.
- %7ływność jest na miejscu i daliśmy sygnał - rzekł w końcu. - Ciężarówki przyjadą tam jutro
i ty będziesz na nie czekał. Wszystko jest ułożone tak, jak ci mówiłem. Wyruszysz zaraz z
Naxą. Musisz tam zdążyć przed ciężarówkami.
- Ciężarówek tylko patrzeć. Wiesz, co masz robić? - upewniał się Naxa.
Jason kiwnął głową i jeszcze raz popatrzył na umarłego. Jakieś zwierzę urwało mu rękę i
biedak wykrwawił się na śmierć. Urwaną rękę przywiązano do rękawa koszuli, więc z daleka
wyglądała normalnie. Z bliska, zwisająca dłoń, biel skóry i wyraz przerażenia na twarzy trupa
sprawiały niemiłe wrażenie. Jason wolałby, żeby ten człowiek leżał sobie w grobie. Pojmował
jednak całą doniosłość jego dzisiejszej roli.
- Są. Zaczekaj, aż on się odwróci - szepnął Naxa. Opancerzona ciężarówka holowała tym
razem trzy przyczepy z własnym napędem. Cały ten pociąg wpełzł na skalną pochyłość i
stanął z wyciem silników. Krannon wysiadł z kabiny i pilnie się rozejrzał, nim zaczął otwierać
przyczepy. Miał z sobą robota dzwigowego do ładowania towaru.
- T e r a z! - syknÄ…Å‚ Naxa.
Jason wypadł na odsłonięty teren biegnąc i wołając do Krannona. Usłyszał trzask gałęzi za
swymi plecami, gdy dwaj ukryci ludzie cisnęli za nim z krzaków trupa. Odwrócił się i strzelił
w trupa, który zajął się płomieniem będąc jeszcze w powietrzu.
Huknął pistolet Krannona i jego strzał zwęglił dwakroć uśmiercone zwłoki, jeszcze nim
dotknęły ziemi. Następnie Krannon padł i zaczął strzelać w gęstwinę za biegnącym Jasonem.
Jason był tuż-tuż przy ciężarówce, gdy coś gwizdnęło w powietrzu i ostry ból przeszył mu
plecy, rzucając go na ziemię. Spojrzał przez ramię, kiedy Krannon wciągał go do kabiny, i
zobaczył metalowy trzpień strzały tkwiącej w łopatce.
- Masz szczęście - rzekł Pyrrusanin. - Parę centymetrów niżej i już byś nie żył. Ostrzegałem
cię przed karczownikami. Masz szczęście, że na tym się skończyło. - Leżał tuż przy drzwiach
i raz po raz strzelał w cichy już teraz las.
Wyjmowanie strzały bolało dużo bardziej niż samo zranienie. Gdy Krannon zakładał mu
opatrunek, Jason klął z bólu, a zarazem podziwiał zdecydowanie ludzi, którzy go postrzelili.
Ryzykowali jego życie, aby tylko ucieczka miała wszelkie pozory prawdopodobieństwa.
Ryzykowali też, że może się przeciwko nim obrócić, kiedy go zranią. Wykonali w pełni, co do
nich należało, i Jason klął ich za tę rzetelność.
Po opatrzeniu Jasona Krannon wysiadł zmęczony z kabiny. Ukończywszy szybko
ładowanie, skierował ciężarówkę z przyczepami z powrotem do miasta. Jason otrzymał
zastrzyk przeciwbólowy i natychmiast zasnął.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]