do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Cast P.C & Cast Kristin Dom Nocy 04 Nieposkromiona
- 03 Bracia Anetakis Banks Maya Dom dla ukochanej
- Cast Kristin Dom nocy 1 Naznaczona
- Dom nad brzegiem oceanu Urszula Jaksik
- James_Henry_ _Dom_na_Placu_Waszyngtona
- Kwasniewski Aleksander Dom wszystkich Polska
- Wilder Quinn Dom marzeń
- Christie Agatha Samotny dom
- Caldwell Erskine Jenny
- Gwiezdne Wojny 161 Cios śÂ‚aski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wblaskucienia.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Każda nowina robi zamieszanie tylko wtedy, jeśli się jej należycie nie potraktuje. Trzeba się
znać na rzeczy, jak to się mówi.
— Trzeba się znać, gdzie co pchać — burknął Mack wzruszając ramionami.
— Może byście zamknęli jadaczki, jeden z drugim! — uciszył ich Stub. — Czy nie widzicie, jak
tych dwóch kauzyperdów zaraz będzie ciągnąć losy, którego klienta najpierw powiesić?
Nate Snoddy przegrał. Wstał i wyszedł z pokoju.
— Nad czym to radzą dwaj adwokaci tak wcześnie rano? — spytał Sam Weathersbee wskazując
głową Bena i sędziego Lovejoya.
— Mówią o Gradym Dunbarze — odparł Mack. — Grady znów się spłukał. Ben stara się
wyciągnąć go z biedy. Ale sędzia jest parszywym starym skurwysynem i chce Grady’emu wypruć
flaki lub coś w tym rodzaju.
— Grady znów się zgrał, co? — spytał Sam. — Ten Grady Dunbar to ciężki idiota. Potrafi
postawić sto dolarów, kiedy karta mu leci, to samo robił jego ojciec. Jakieś dwa tygodnie temu
widziałem na własne oczy, jak przegrał u Skeetera osiemset dolarów w „czerwone i czarne”.
Chyba żona powinna odciągnąć go od hazardu.
— Wyobrażasz sobie, że żona Grady’ego Dunbara może go od czegoś odciągnąć? — spytał
Stub. — Do licha, ona nie potrafi go nawet przyciągnąć.
— Przecież, na miłość boską, mogłaby nie wpuścić go do łóżka — powiedział Sam. — Moja
żona robiła tak wiele razy, niech to licho porwie!
— Nie masz pojęcia, jak jest — oświadczył Stub. — To on nie chce z nią spać. Możesz teraz
skalkulować sobie wynik na twojej maszynie do obliczania podatków.
— Żartujesz! Nie powiesz, że Dunbar nie chce spać z tą śliczną…
— Wiem, co mówię!
Sam powiódł wzrokiem po graczach za stołem. Twarz, mu płonęła, oczy się iskrzyły.
— Coś podobnego! — zawołał. — Jak Boga kocham! Co za okazja dla ambitnego mężczyzny,
jak to się mówi! W przyszłym tygodniu będę musiał się wybrać w tamte strony. Niedaleko od
Dunbarów mieszka niejaki Haddon, farmer, który od dwóch lat suszy mi głowę, żebym przyjechał
i obniżył mu podatkowy szacunek, ale nic dotąd nie wskórał. Całe szczęście, że nie zapomniałem o
nim. Jak Boga kocham, pojadę tam w przyszłym tygodniu i trochę poniucham, jak to się mówi.
Spróbować nie zaszkodzi, bo to się może cholernie opłacić.
Stub i Mack spojrzeli jeden na drugiego i zgodnie pokiwali głowami.
— Zawsze to samo, prawda, Mack? — stwierdził Stub.
— Nigdy nie było inaczej — przyznał Mack. — Wygadasz się, że można gdzieś sobie dogodzić
i butów nie zdążysz włożyć na nogi, a już wszystkie zasrane kocury w mieście zadzierają ogony.
Odtąd zamknę gębę na kłódkę i jak mi się coś trafi, to najpierw sam sobie użyję i dopiero potem
będę gadał. Inaczej w tym mieście nie można. Za wiele okazji sprzątnięto mi sprzed nosa i już
wiem, jak się brać do rzeczy. Nikomu ani słowa.
Ben jeszcze trochę przysunął krzesło do stołu i zajrzał sędziemu w oczy. Sędzia łagodnie się
uśmiechnął.
— Chciałbym jakoś się z panem dogadać — z powagą powiedział Ben. — Gdyby można dać
Grady’emu trochę czasu, na przykład…
— Komu Grady winien jest te pieniądze, synku?
— Skeeterowi Wilhite’owi.
— Ano właśnie, Wilhite płaci mi poważne sumy na poczet honorariów, mój synu — zbolałym
tonem oświadczył sędzia. — To mój klient. Mam wobec niego zobowiązania, od których nie mogę
odstąpić.
— Wiem o tym, panie sędzio. Dlatego przyszedłem do pana. Sądziłem, że możemy dojść do…
— Adwokat, synku, cieszący się zaufaniem adwokat z nazwiskiem, interes klienta wynosi
ponad wszelkie sentymentalne względy. Wilhite mi całkowicie zaufał. Wobec zwierzeń klienta
obowiązuje mnie taka sama tajemnica, jak księdza w konfesjonale. Czy mógłbym zawieść jego
zaufanie? A pan by mógł? Czy byłby zdolny do tego jakikolwiek adwokat, który nasiąkł
zaszczytnymi tradycjami naszego zawodu? Dziwię się, że przyszedł pan do mnie z tak niesłychaną
propozycją. Niewątpliwie zna pan zasady etyki zawodowej.
— Nie proszę o to, by zlekceważył pan interesy Skeetera. Do głowy by mi to nie przyszło.
Proszę tylko, by pan złagodził jego żądania o tyle, o ile pozwoli to Grady’emu uczynić im zadość.
Czy nie uważa pan, że jest to rozsądna prośba, panie sędzio?
— W obecnej sytuacji, nie! — uciął sprawę sędzia. — Stanowczo się nie zgadzam!
— Jaką sytuację ma pan na myśli?
Sędzia Lovejoy odwrócił się w krześle i spojrzał Benowi w oczy.
— Wolałbym nie dyskutować o tym czy innym prawnym problemie z panem lub ludźmi
pańskiego pokroju, panie Baxter. I radzę, by pan wrócił na swoje podwórko.
— Nic nie rozumiem, panie sędzio — odparł zdumiony Ben. — O co panu chodzi?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]