do ÂściÂągnięcia ^ pdf ^ ebook ^ pobieranie ^ download
Podstrony
- Strona startowa
- Cast P.C & Cast Kristin Dom Nocy 04 Nieposkromiona
- 03 Bracia Anetakis Banks Maya Dom dla ukochanej
- Cast Kristin Dom nocy 1 Naznaczona
- Dom nad brzegiem oceanu Urszula Jaksik
- James_Henry_ _Dom_na_Placu_Waszyngtona
- Kwasniewski Aleksander Dom wszystkich Polska
- Dom na wzgĂłrzu Caldwell Erskine
- Christie Agatha Samotny dom
- Quinn Cari Miłość jest konieczna 02 Romans nie jest konieczny
- Mackenzie Myrna W miescie marzen 01 Złodzieje marzeń (Harlequin Romans 1074)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pojczlander.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W porządku, wracaj na elewację południową. Chcę ją mieć gotową do...
Spojrzał na Tuffy'ego. Tuffy po prostu pracował. Nie gadał, nie skarżył
się, nawet nie zadawał pytań. Dzień w dzień robił to, czego od niego
oczekiwano i jednakowym milczeniem kwitował pobory. Przez trzy lata, w
czasie których pracował dla Blaze'a, wypowiedział może trzy słowa. Dzięki
Bogu.
- Hej, Tuff, dobra robota - zwrócił się do niego Blaze.
Tuffy nawet na niego nie spojrzał, mruknął tylko.
- 52 -
S
R
Dobry facet, pomyślał Blaze z ulgą. Ach. żeby tak posłać tą Janey Smith
wprost do diabła. W końcu nie kierował szkołą dobrych manier. Jeszcze dziś
okaże się, kto się śmieje ostatni.
Janey weszła do sklepu Harveya. Lubiła zapach sklepów ze sprzętem
technicznym i z rozmysłem zatrzymała się w progu. Nie spieszyła się. Nie miała
ochoty wracać do tego mężczyzny, który pachniał słońcem, mydłem. Który miał
na sobie lwią grzywę jasnozłotych włosów. Którego miedziana skóra pokryta
była błyszczącymi kropelkami potu. Który miał mięśnie tak silne i twarde, że
wyglądał jak stalowa statuetka.
- Słucham panią, czym mogę służyć? - spytał łysy mężczyzna.
Który był także głośny, niegrzeczny, gruboskórny i z gruntu zły,
dokończyła w myślach. Z wysiłkiem odwróciła uwagę od obrazu mężczyzny,
stale ją prześladującego i skupiła się na mniej imponującym przedstawicielu
gatunku męskiego.
- Jestem z firmy Hamiltona. Blaze potrzebuje kilku haków rozporowych.
- Do diabła, właśnie się ich pozbyłem. Nie będę ich miał przez najbliższy
tydzień. Ale Blaze ma też kredyt w Big Bend Builder. Spróbuj tam.
Sprawdziła w Big Bend, u Kelly'ego i w Hardware Emporium. Dopiero
tam poznała prawdę.
- Hej, Mike - zawołał współpracownika - Blaze Hamilton potrzebuje
haków rozporowych. Mamy tam jakieś?
Usłyszała parsknięcie, po czym ujrzała zaciekawione spojrzenie, jakie
rzucił jej z zaplecza pracownik.
- Niestety, nie mamy ich dzisiaj na składzie.
- Robi sobie ze mnie żarty, tak? - domyśliła się, czując wzbierający w niej
gniew. Nie był w stanie zniszczyć jej fizycznie, więc zamierza teraz ją
upokorzyć.
Miała nadzieję, że pewnego dnia, w wypełnionej po brzegi sali sądowej,
będzie miała okazję opowiedzieć zebranym o tym człowieku. Jego dom zawalił
- 53 -
S
R
się. Jego kozły do cięcia drzewa straciły nogi. Wysłał mnie po haki rozporowe,
które nie istnieją.
Sklepikarz roześmiał się.
- Tak, żartuje sobie. Zawsze to robi wobec nowicjuszy.
Wściekłość Janey znikła w mgnieniu oka. Robi to wobec wszystkich
nowicjuszy? A więc Blaze ma poczucie humoru? Robi sobie żarty w czasie
pracy?
To rewelacyjne odkrycie wypełniło jednak nieoczekiwanym ciepłem, że
scena na sali sądowej została natychmiast wymazana z jej wyobrazni. Blaze
nigdy nie zrozumiałby znaczenia tego odkrycia. A przecież oznaczało ono, ni
mniej ni więcej, tylko to, że ją zaakceptował.
Posłała sprzedawcy szeroki uśmiech.
- Ile mógłby kosztować taki hak rozporowy?
- To żart. Coś takiego nie istnieje - odparł zaskoczony.
- Ale gdyby istniało, ile mogłoby kosztować? Zaczynał rozumieć do
czego zmierza.
- Małą fortunkę - powiedział z powagą. Wyjął księgę rachunkową. - Co
by pani powiedziała na cztery sztuki po tysiąc dolarów każda?
- Brzmi niezle - odparła, obserwując staranność z jaką wypisywał
rachunek.
- Szkoda, że nie zobaczę wyrazu jego twarzy - powiedział, z szerokim
uśmiechem, wręczając jej rachunek.
Janey wyskoczyła z ciężarówki i wbiegła na wzgórze. Blaze podszedł do
niej, doświadczonym ruchem wsuwając po omacku młotek do kieszeni fartucha.
- Gdzieś ty się do diabła podziewała? - syknął. - Masz je? -
Wstrzymywała robotę przez całe popołudnie.
Tak samo jak on przybrała poważny wyraz, choć w jego szafirowych
oczach dostrzegła błysk tłumionego śmiechu.
Podała mu kopertę.
- 54 -
S
R
- Jest na nie ogromny popyt. Musiałam je zamówić, ale będą tu już jutro
rano.
Zobaczyła, że Jeleń przerywa swoją robotę i przysuwa się nieco bliżej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]